Bartosz Konstrat
 << 1   2  3  >>
Dagmara Sumara o samochodach i krwi
Rzeczywiście – nie-bycie-sobą, lecz chęć-bycia-innym, pragnienie wejścia w kolejne osoby lub choćby zmysłowego ich pochłonięcia pojawiają się w tomie wielokrotnie: (…) jedyne co można, to chłonąć to zimno, które on przynosi (…) („Piski”), (…) Chciałbym być tobą teraz, chciałbym być w twojej skórze (…)/ spojrzeć w górę i ujrzeć moją twarz ledwie widoczną zza firanki (…) („Piosenka o pewnym Meksykaninie”), (…) czy sądzisz, że Marianna i David [postaci z pisanego dramatu/powieści] /mieliby – moja Marianna i David mieliby(…) („Misterium niedoskonałości [XVI]”), (…) otworzyłem szeroko usta,/ wpuszczając do środka fantom jednego z nich (…)/ otwierałem szeroko nozdrza, próbując go/ schwytać (…) („Minstone, 1984. Dopisek dla E. White’a”) itd. Każda kolejna osoba – każda opowieść każdej osoby, jej życie – zdaje się ciekawsza od tego, co przed chwilą. Proces ten nie ma końca, ponieważ wszystko okazuje się niewystarczające czy raczej – równie miałkie jak to, co poprzednio okazało się miałkie (powinieneś wiedzieć powinieneś wejść dzisiaj w moje oczy/ żeby zobaczyć jak jesteś wątły (…) / powinieneś tu wejść żeby dowiedzieć się do czego/ jesteś podobny (…)/ dlaczego jesteś tylko zabawnym potulnym miąższem fotela// dlaczego ja muszę ciągle tworzyć mitologię – „Zimne fioletowe dłonie”).

Mimo wszystko, głód obcego ciała (w Samochodach i krwi bardzo silnie zaznaczony został ów aspekt erotyczny, który zresztą aż prosi się, by czytać go poprzez teorię erotyzmu Bataille’a) oraz wiara w pozytywne – tym razem – rozwiązanie (ostateczne uśmiercenie własnej podmiotowości?) trwają: Trudno uwierzyć, że istnieje skóra, taka jak twoja. Czysta i odkupiona (…) („Wahadło”). Trudno się zresztą dziwić, skoro podmiot – gdy już dopuści się do głosu – z jednej strony oświadcza: Oto nasze twarze pozbawione masek./ Bezbronne negatywy portretów trumiennych („Sędziowie”) albo: Nigdy się nie dowiedziała [matka – przyp. DS], że to w nim [Michale] właśnie miałem swój manekin życia („Skrót”), z drugiej natomiast wyznaje z przedziwną szczerością: Ciało jest pułapką. I choć chciałbym wiedzieć, skąd czerpać nadzieję, to nie wiem.// I chociaż chciałbym wiedzieć dlaczego nie w ciele jest wszystka nadzieja, to/ nie wiem(…) („Najeźdźcy”).

Sytuacja w tomiku jest dość typowa, ale właściwie to o ową typowość się tutaj rozchodzi: życie kontra opera mydlana. Konstrat ukazuje jałowość tego pierwszego, tzw. poważne problemy, o jakie rozbijają się egzystencje poszczególnych śmiertelników, kompromituje poprzez ich krańcową banalizację. Starczy wspomnieć, że autor używa w tym celu między innymi taktyki, którą można by określić jako zamienić życie w popową piosenkę, koniecznie rodem z „Klanu”, np.: Czy kiedy klekot czasu/ dopadł cię w nocy (to tylko przeziębienie, możesz spać/ spokojnie)?// Czy myślałeś tak o mnie?(…) („Na huśtawkach”), (…) nigdy tego nie powiem albo może powiem/ albo zapłaczę z bólu albo prześpię ból (…) („Przykład”), (…) Wszystko wypada stracić. Prezenty od losu.// Za wszystko trzeba zapłacić (…) („Louveciennes”). Tłem dla historii snutych przez bohaterów Konstrata jest z kolei albo atmosfera dusznej wsi, albo – można odnieść wrażenie – małomiasteczkowy klimat Ameryki lat 40. à la ten z Lolity Nabokova. Wszystko to, rzecz jasna, pogłębia wrażenie życiowej beznadziei. Stąd chęć wyratowania się poprzez porzucenie życia-telenoweli na rzecz telenoweli właściwej, takiej pierwszego sortu, o ile można tak rzec. Tej ostatniej w końcu o wiele łatwiej wybaczyć fakt, że jest tym, czym jest (delikatnie mówiąc). A czym jest? Proszę samemu orzec: przekraczając wszystkie granice, będzie mnie okładał biczem swojego/ oddechu(…) („Tamara w zielonym Bugatti”), Znalazłeś się pod moim oknem jak cień zapomniany przez drzewo(…) („Piosenka o pewnym Meksykaninie”), Rozpacz przylatuje razem z ptakami, zawsze jest mi jej żal(…) („Pożyteczność”) czy też – mój osobisty faworyt – (…) i wtedy już wiem, że będziemy razem, mimo to, mimo wszystko, już wiem,/ że zaśpiewam w deszczu, gdy twoje włosy będą wycieraczką:// gwiazdo twojego serca, jesteś taka piękna! („Żywopłoty”). Nie trzeba nawet pytać, czy ucieczka stamtąd tu opłaciła się.

Konstrat jest być może jedynym poetą, który – podobnie jak MacGyver – potrafi zrobić coś z niczego. Osobną kwestią jest, czy to coś ma jakikolwiek sens, czy wyłącznie dobrze wygląda na półce. Zdarzają się w Samochodach i krwi fragmenty, które oddalają te wiersze od celowo sfałszowanej dykcji, wprowadzają w magmę mydlanych oper odrobinę powietrza (np. wiersze „Ul dogasa”,
 << 1   2  3  >>
Bartosz Konstrat
fot. Mariusz Mazur


dzika kość, encyklopedia utraconych szans - mój nowy tom ukazał się w grudniu 2013.






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie