Krzysztof Śliwka
 << 1   2  3  >>
DROGA SAMOTNEGO WOJOWNIKA (z Krzysztofem Śliwką rozmawia Mariusz Golak)
filmowe. Czy wynika to z faktu, że film jest bardziej wygodnym narzędziem do opowiadania o świecie niż literatura?

Film jest zupełnie inną formą komunikacji niż literatura. Zawsze chciałem robić filmy, ale nie wiedziałem, jak się do nich zabrać. Miałem obiekcje, co do swoich umiejętności warsztatowych. Każdy przecież może wziąć do ręki kamerę, wyjść na ulicę i kręcić amatorskie filmiki, każdy może napisać scenariusz. Chciałem jednak podejść do sprawy nieco poważniej. Stąd może pomysł na poszerzenie horyzontów w łódzkiej Filmówce. Trafiłem tam na bardzo kompetentnych i przyjaznych wykładowców, jak również kumpli, którzy chcą wnieść odrobinę świeżości do kostnicy polskiej kinematografii. Obecnie moim opiekunem jest Robert Gliński, człowiek niezwykle przenikliwy, serdeczny i cierpliwy. Pod jego okiem napisałem scenariusz do filmu telewizyjnego. Resztę pomysłów, póki co, przerabiam na opowiadania i to bardzo mnie rajcuje. Zrobienie filmu wymaga czasu. Opowiadanie czy wiersz powstają znacznie szybciej. Czy to się komuś podoba, czy nie.

Jeżeli już jesteśmy przy innych mediach... Twój ostatni tomik, „Sztuka koncentracji”, był jednocześnie twoim internetowym debiutem. Czy Internet jest szansą dla współczesnej literatury czy raczej pułapką?

Do Internetu podchodzę jak najbardziej ludycznie w rozumieniu bachtinowskim. Nie ma tam rampy, nie ma podziału na widzów i wykonawców. Każdy jest aktywnym uczestnikiem tego cyrku. Internet to śmietnik, gdzie obok tandety i kiczu można wyszukać rzeczy ważne i potrzebne. Mnie jednak bardziej pociąga świat realny, namacalny, zapachowy... Real jest ważniejszy niż cybernetyczne byty. Czy to się komuś podoba, czy nie.

W twoich wierszach stale jest obecna codzienność – spotykani ludzie, zwykłe sytuacje itp. Czy nie boisz się, że taki wiersz ociera się o publicystykę i wtedy grozi mu, że jak publicystyka może mieć bardzo krótki żywot?

Czasami się tego obawiam, ale nic na to nie poradzę, że rzeczywistość brutalnie z buciorami wdziera się w przestrzeń moich tekstów. (śmiech) W końcu przebywam w chwili obecnej, bez zbędnych obciążeń, pogodzony z losem, nie trwoniąc sił na bezsensowne ucieczki, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, jak ów rzymski centurion u stóp Wezuwiusza. (śmiech) Utrwalam na twardzielu to, co w danej chwili jest w stanie poruszyć moją mózgownicą. A że jednocześnie ocieram się o jakichś ludzi, jakieś miejsca, w efekcie końcowym staje się czymś na styku poezji i reportażu. I tak chciałbym, aby traktowano ową publicystykę moich pomiotów lirycznych. Czy to się komuś podoba, czy nie.

Lubisz wracać do swoich starych wierszy?

Prawdę mówiąc, wolę skupić się nad tym, co piszę obecnie. Liczy się nie to, co było, ani nie to, co będzie, ale to, co jest. Rozmawiamy teraz w konkretnym miejscu, w Cisówce, ramię żurawia pochyla się nad obręczą studni, Bodek polewa samogon, Patison i Koronkiewicz cieszą mordeczki do słońca, Marek czyta na głos wiersze, bo mu za to zapłacili, Jacenty oparty o spróchniały płot ćmi szluga, obok pasie się przecudnej urody kobyłka, która za moment pomyli moją prawą stopę z soczyście zieloną trawką, i to jest najpiękniejsza chwila, jaką można sobie teraz wyobrazić. Czy to się komuś podoba, czy nie.

Bohaterowie twoich wierszy często podróżują. Czy Krzysztof Śliwka w ten sposób buduje mit drogi, czy też szuka nowych kręgów tematycznych?

Chciałbym obalić wreszcie opinię, że moje wiersze mitologizują drogę. Jest zupełnie inaczej. Każdy z nas skądś wyrusza, dokądś zmierza, gdzieś się po drodze zatrzymuje. Budowanie z tego mitu leży poza zasięgiem mojej percepcji, kompletnie mnie nie interesuje. Jeżeli tak jest, to dzieje się za moimi plecami, bez mojego przyzwolenia. (śmiech) Nie jestem jakimś pieprzonym Ulissesem, lecz zwykłym łazikiem, który czasami lubi sobie pośmigać po świecie. Czy to się komuś podoba, czy nie.

W wierszu „Początek maja. Chyba niedziela” z tomu „Niepogoda dla kangura” piszesz: „Zaciskamy dłonie, wycofując się na wyznaczone z góry pozycje”. Jak widać cały czas balansujesz między postawą buntownika a outsidera...

Co ty tak z tymi buntownikami, outsiderami... Jak sam widzisz jestem niezwykle spokojnym i ułożonym człowiekiem (śmiech) Szufladkowanie, że powtórzę po raz kolejny, wzbudza we mnie odruchy wymiotne. Nie interesuje mnie przybieranie jakichś tam masek. To domena ludzi, którzy bawią się preparowaniem fałszywych faktów, wazeliniarzy chcących znaleźć uznanie, wdrapać się na odpowiednie stołki, zdobyć szacunek społeczny i prestiż. Aż mi ciarki przechodzą na samą tylko myśl. Czy to się komuś podoba, czy nie.

Czytając twoje wiersze nie sposób nie zauważyć, że większość z nich jest wyrazem jakiegoś niepokoju. Kto odczuwa niepokój, ten czegoś szuka. Czego szuka Krzysztof Śliwka za pośrednictwem swoich wierszy?

Niczego nie szukam. Przyjmuję pozycję buddyjskiego mnicha i cierpliwie czekam. Czekanie to
 << 1   2  3  >>
Krzysztof Śliwka
fot. Karol Krukowski


Niepogoda dla kangura - 1996
Gambit - 1998
Sztuka koncentracji - 2002
Dżajfa & Gibana 2008
Budda Show, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie