Przemysław Owczarek
Cyklist II
Przybyłem odwiedzić jastrzębie. Ptaki się pierzą. Jest po pierwszych wiosennych tokach, kiedy nawet gołębie udają drapieżniki. W nocy obudził mnie pisk. Śniłem nowelę Yeatsa i rosły mi szpony. Ale niczemu nie zawiniłem, tylko mój psychoanalityk za bardzo poleciał w interpretację. Zawsze mu mówię, że mamy w sobie więcej ziemi niż książek. A jeśli odwracają się w nas strony, na kartach ciemnego próchna widać stare kości. Już nie wierzę w niebo, w piekło, ani w nirwanę. Chciałbym się tylko bezboleśnie rozłożyć i nie pamiętać tego życia w innym. Ktokolwiek tak myśli, jest ciągle na starcie, tak jak to gniazdo, pod którym co roku, bażancie i kurze pióra mieszają się z sierścią zajęcy. Niedaleko stąd, zeszłej wiosny, kochaliśmy się od chcenia, a przed cyklistami chroniła nas kępa jeżyn. W miejscu, gdzie powróciło z ciebie odrobinę spermy wyrósł podbiał (słyszysz, jak język doskonale czuje kolor?). A teraz trzeba milczeć. Jastrząb jest tuż nad moją głową. Piszczy, a gig przechodzi w drgawki. Czy kiedy zabija, uczy się także umierać?
Przemysław Owczarek
fot.








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie