Marek Kołodziejski
ZE SKRAJU I ZE ŚWIATA
Nie pisz wierszy, bo świat jest prozą w odcinkach.

I co dalej? Mowa trawa i kosiarki po rosie?
Zabrakło odwagi, a także słów. Źdźbło mowy
utknęło między zębami i ani rusz. Finito.
Kosiarki przodem, za nimi piechota. Tyralierą
bądź ławą idą i koszą. Tną pod włos, to nie
głaskanie, zero pieszczot. Chodzi o zabieg
z użyciem ostrych narzędzi, a w takich razach
krew płynie niezależnie od intencji obsługi.

Personel pokładowy ustawiony w szeregu.
Każdy zna swoją rolę, każdy ma swoją
wyuczoną rolę, a także zestaw słów w słowniczku.
Słowniczek nosimy w serdecznej kieszeni
na stosownej piersi. Na znak każdy otworzy
śpiewniczek i da głos. W głosie będzie uczucie.
Koledzy: pewność jest z nami od teraz aż do,
do samego końca, końca wszystkich końców.

Nikt nie wie, gdzie to jest? Ktoś przewiduje,
kiedy to wypada? Po końcu mowy, po końcu
słów przechodzących w sen. Chrapanie tenora
każdego obudzi, więc przyjmijmy, że wypadnie
czekać dość długo. Zamawiamy budzenie
na wszelki wypadek, gdyby tenor nie dopisał.
A teraz poszukajmy skupienia i zaczynajmy.

[sopran]
Jakbym pisał cudzy wiersz, cały obcy sobie,
nie swój, ale i nie obcy, znajomy, dziwny.
[alt]
Pisz nie swój wiersz, jesteś kimś innym
i w jego imieniu mówisz całym sobą.
[tenor]
Pisz cudzy wiersz, jakbyś porzucał siebie
i wszystkie osoby wyuczonej tożsamości.
[bas]
Jakbyś pisał cudzy wiesz i rozpoznawał
w cudowny sposób postaci deja vu.

[chór]

Świat pisze swoją prozę ponad ludzkim
i nieludzkim, pisze bez kresek taktowych,
jego repetycyjna forma od wzrostu poprzez
rozkwit aż po gnicie jest pozbawiona
kulminacji, bo piszący nie zna retoryki.
Patrz, patrz uważnie, on nawija o niczym.

Świat jest prozą w odcinkach. Przerwy
na oddech i inne czynności niezbędne,
czy wymuszone sytuacją, są lokalizowane
w czasie zamknięcia oczu. Mruganie
jest również liczone do grupy przerw.

A teraz wychodzą soliści, by grzecznie,
z wdzięcznością pokłonić się publiczności.
Soliści wykonują trzy głębokie skłony
i znikają bez śladu.

Po nich wychodzi do publiczności chór,
ten biedny, niedoceniony, wiecznie zapłakany.
Kłania się raz, robi to niedbale, by wyrazić
swój pogląd na zniewagę, jaką jest publiczność.

Pan Nadzorca wychodzi ostatni, ale się nie kłania.

Światła gasną, słychać szuranie krzeseł i chrapanie.


Marek Kołodziejski
fot. Asia








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie