Maciej Melecki
WYCHYNIĘCIA



Kto wychynie poza ów rów, wyjrzawszy nieraz przez
Okno, na ulice, parkany, w dół, na dachy, ich spadzistość
Lub płaskość, kiedy sięganie po coś nie odbywa się w
Warunkach szybkiej wymiany, lecz raczej od niechcenia,
Ukradkiem, niejako samo przez się, niejako z musu czy nudów.
Wychynięcie to tylko konieczny skrót. A potem tylko występ,
Odstęp, fałdy i wykroty. Tło jest plamiste albo nakrapiane.
Ta twarz, ta i inne, zmięte lub zlane, niemo wrzeszczące,
Głośno wykrzywione, bez lustra, bez odbicia, doklejone jak kłaczki
Waty. Oto dowody. Puste przeręble minionego. Akustyka snów

Bez echa. Uśpiony mrok sypie się jak próchno. Język jest szpachelką,
Prześwity się odnawiają. Czemu wciąż jestem zakładnikiem
Widma, skoro znikąd nie przyszedłem, nie osuwając się też
W żaden źródlany moment? Rozwidlony. Oto niekończące się
Potknięcie. Rozmyte szyby. Zimna woda. Dławienie dniem.
Już czekają, kłapią. Zamienić się rolami, podmieniać wiecznie
Swój cień, usypiać na stojąco. Wydatkować jak najwięcej
Z tej obłej czeluści. Uchodzi chwila i to jest ta lekko
Skwaśniała już wieczność. Śnieży ostatni, widzialny fragment.
Kim jeszcze nie dane ci było być? Ofiaro oczyszczania pola,

Baranku bez łąki. W żadnej postaci nie ma tej jednej
Skrytki, pojemnej kryjówki, dzięki której jakiś przestwór mógłby
Przeze mnie teraz milczeć, bo jest głośniej tylko na zewnątrz,
W wykrojonych z blachy nocy dekoracjach, gdzie donośny
Głos powiadamia każdego o niczym. Zapomniane ubrania,
Gdzieś pochowane, prześcieradła przetarte, nie przenocuje mnie
Ten kąt, to wyjście z kanału. Takie pejzaże porasta mech,
Porasta księżycowy pył. A tu, nic tylko rozbiórka, bezład
Części, promieniejący układ pustki z niebem. A tu, tylko zrywać
Odbicie, nakładać ślad na inne ślady, gubić się tym samym

W rozejściu tropów – ta krawędź, po której pełzają syte cienie,
Chrome powidoki wzlotów, osoby żyjące sterowaniem innych.
Dwanaście godzin i żadna nie nastawiona. Byłeś przedtem sypkim
Makiem, bo potem już dniało, widniała szrama na policzku
Brzasku, i dalej jakieś gołe krzaki, zaułek oślepiony murem.
Tasowanie błędnych ruchów. Scalające rozproszenia. Ten stan,
Stany też krańcowo zmienne, niezławialne w siatkę kolejnego
Skrzenia. Chcieć, nie chcieć. Żadnego znaczenia. Nieróżowiejące
Poróżnienia. Nie mieć, mieć. I najgorsze, że wszyscy chcą dalej.
Żyć dalej. I dalej wszyscy. Najgorsze, że wciąż dalej. Wszyscy
Jednak chcą, choć dalej tylko wylęg próżni. Najgorsze żyć.











 MAŹ
Maciej Melecki
fot.


Bermudzkie historie
Maciej Melecki, Zawsze wszędzie indziej (Wybór wierszy 1995-2005), wyd. Portret, Olsztyn, 2008
Maciej Melecki, Przester, wyd. WBPiCK, Poznań, 2009
Pola toku (WBPiCAK, Poznań, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie