Anna Piwkowska
...
PO!
Już po wszystkim. Skrzypienie burozłotych szyszek,
niebieska beczka z wodą w ogrodzie, przy murze
z czerwonych cegieł. Płaczę, niczego nie słyszę:
ani ciurkania wody z rozprutego dna,
ani opuszczonego wyjącego psa,
ani akordeonu rumuńskiego chłopca

oczy, oczy, oczi cziornyje
róże, róże, rozy biełyje


Nikt tu nigdy nikogo więcej nie usłyszy.
Talerzyk zawirował, sens ukazał dno.
Czy zdołam cię wywołać jak fotografię z kliszy,
albo jak na seansie spirytystycznym? Kto
to zrozumie? Spotkanie bosej stopy z ręką,
dotykasz po omacku, poznajesz po ciemku,
jak wtedy, coraz wyżej, do kolana, do
ciepłego biodra. Pauza i znowu jest po:
po chwili, po miłości, życiu z tobą, po!

Pamiętam jak robiłeś spóźnione zakupy.
Gotowałeś szparagi, musiałeś wysupłać
jakąś resztę z kieszeni. Ja ze swojej, bo
były po dziewięć złotych. Droższe niż te po
pięć za pęczek u baby na targu. Kryształki
soli sypałeś w wodę, łamałeś zapałki,
kroiłeś pomidory, było już po piątej,
po szóstej miałam pociąg, był upalny piątek
po czwartku, który cały spędziliśmy leżąc
na trawie, słońce grzało, śmiech, zabawy zwierząt,
śmiałeś się po swojemu, co myślałeś, powiedz,
w ten powrót po miesiącach, po złamanym słowie,
po listach, telefonach, gdy znów było po!

Mówiłam: weź te garnki, spódnice, winnice,
moje szkarłatne bluzki i białe sandały.
Wszystko ze sobą zabierz. Zabierz mi świat cały
mówiłam. I co teraz gdy nagle jest po?

Milanówek, czerwiec 2001, po południu
Anna Piwkowska - niebieski szal








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie