Justyna Radczyńska
ur. w 1965 r, redaktor serwisu Nieszuflada.pl, współautorka portalu www.literackie.pl, prezes Fundacji Literatury w Internecie, mieszka w Warszawie; wydała tomy: "Podmiana Joli Grosz" (2005) i "Nawet" (Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków) oraz w 2009 "Kometa zawraca" (Staromiejski Dom Kultury w Warszawie); współredaktorka (razem z M.Cyranowicz i J.Mueller) antologii poezji kobiet "Solistki"(Staromiejski Dom Kultury w Warszawie; 2009, Warszawa)
Skutki przepuszczania
Normalnie w tygodniu nie piję, ale po długim, sobotnim biegu robię sobie alkoholową nagrodę . Najczęściej alkoholową, choć sporadycznie zdarzają się też inne "rzeczy zabronione". Ostatnio jest to niezmiennie piwo jabłkowe Perła Summer. I kiedy biegnę, to myślę, że nie kupię, jeśli nie wykonam planu, a pod koniec, że ostatnie minuty albo setki metrów dzielą mnie od tej przyjemności. Na ogół po biegu idę zaraz do parafialnego supermarketu Carrefour Express. Mam 10 złotych w kieszeni kurtki, w małej plastikowej torebce, żeby nie przepocić. Wchodzę zmachana i różowa, idę wprost do lodówki, a po chwili maszeruję z dwoma puszkami do kasy. A tam kolejka - jacyś państwo z dzieckiem i większymi zakupami. Tatuś woła: Anetko chodź, bo cię zostawimy. Know how psychologiczny - norma polska. I wtedy podchodzi taka zahukana, ośmioletnia dziewczynka i prawie mam ochotę coś powiedzieć, ale wiem, że to byłoby zrzędzenie i nic a nic nie pomogłoby dziecku. Robię coś innego - pytam się państwa czy by nie mogli mnie przepuścić z tym jednym artykułem w dwóch sztukach i pieniądzem w papierku. Mężczyzna się zgadza chętnie, kobieta niechętnie. Ja jak tylko mam czas, ćwiczę się z empatyczności i sama patrzę czy nie stoi za mną ktoś z małą ilością towaru. Jak ma jeden do trzech artykułów to proponuję mu przejście przede mnie. Kiedyś tak trzy osoby przepuściłam, próbując być sprawiedliwa, ale jak czwarta przyszła, to powiedziałam ze śmiechem, że już nie. A ten człowiek, że w porządku, może poczekać. I ja to robię tak ćwiczebnie dla siebie, bo kiedyś się nie wykazałam i zapamiętałam sobie tę sytuację. A było to tak, że na jakiejś konferencji, na której wystąpienia były praktycznie bez przerwy, podszedł do mnie taki miły kolega i zapytał czy mam Ibuprom albo jakiś inny środek przeciwbólowy, bo on zaraz będzie miał prelekcję, a boli go strasznie głowa. I ja odpowiedziałam, że nie, zamiast, wyrzucam to sobie, wyjść po prostu z tej konferencji, pójść do najbliższego sklepu spożywczego i kupić mu Panadol. To by była wyższa kultura. Więc jak mogę to ćwiczę małą uprzejmość w sklepie i przepuszczam osoby, które mają nieduże zakupy. Bo ja mam na ogół większe. Ale jeszcze robię to żeby zobaczyć reakcję. Niektórzy są wstrząśnięci. Taki jest stan człowieka obecnie, że dziwi się, że ktoś o nim pomyślał, że chciał mu ułatwić życie i że przez chwilę ten człowiek był ważniejszy. Za długa dygresja. Więc przechodzę przed państwa i płacę za Perły. I wtedy - w momencie wydawania reszty odzywa się ktoś z mojej prawej (podczas gdy państwo pozostali z lewej, bo taka jest geometria sklepu). I jest to kobieta na oko pięćdziesięcioletnia, która mówi: wie pani, że się pani bezczelnie wepchała przede mnie? I ja się wtedy orientuję w tym co popełniłam, zaczynam ją przepraszać, mówię, że po biegu nieprzytomna jestem, że nie zauważyłam, że jej zakupy są rozdzielne od państwa. Choć przysięgłabym, że na taśmie nie leżała podziałka. Kajam się, ale jakoś nie jest lepiej. W końcu trzy razy dziękuję państwu, panią przepraszam też trzykrotnie. A ona jakaś niezadowolona, rozczarowana jakaś! Wychodzę i myślę, że ją dotknęłam, zawiodłam w pewnym sensie. I wtedy mnie olśniewa, dlaczego cholender (to od cholery chyba jest, nie od Holendrów) ona nie powiedziała, że się wepchałam minutę wcześniej? I dlaczego mnie zaraz oskarżyła, że ja bezczelnie? Myślę, że chciała się trzaskać, adrenaliny chciała, krzywdę mieć, wroga we mnie. A ja ją beznadziejnie przepraszałam. I z tym piwem jeszcze. Pobiegowo wprawdzie, ale kobieta była zmarnowana jakaś, a ja zadowolony pączuszek, nasportowany i z piwkiem jeszcze - przedsiębiorcza się jej wydałam. Ja mam adrenalinę z biegania, a ona najwyraźniej nie i brakuje jej nerwów. Z drugiej strony żeby spojrzeć na nią przychylniej - musiała się wychowywać w PRL-u, jak ja zresztą, więc mogła się obawiać władzy, którą była kasjerka w sklepie. Skoro kasjerka nie zablokowała mojej płatności, powołując panią na jej miejsce, to dopiero po wykonaniu czynności przez władzę, kobieta ośmieliła się dochodzić praw u osoby jej równej czyli u mnie. Mogła być też lekko wkurwiona, że była nieasertywna i dała się wysiudać. Wtedy rozumiem, że moje przeprosiny nic nie mogły zmienić. Jak człowiek jest niezadowolony z siebie, to go łatwo nie uspokoisz. A co do kasjerki to ona i inne w tym sklepie znają mnie i wiedzą, że ja przepuszczam i że to jest mała rzecz, nie kosztująca wiele. Więc kasjerka uznała, iż nie będzie ingerować w relacje klientów i dlatego nie pomogła tej pani odzyskać jej miejsca w kolejce. Tak czy inaczej, w domu spożywałam już w spokoju. Gapa jestem, przedsiębiorcza owszem, ale i ofiarna czasem też, więc nie widzę powodu przejmować się krzywdą pani, zwłaszcza, że nie miała moralnej racji. Nie jestem bezczelna. Bezczelność wymaga przytomności, a po kilkunastu kilometrach wolno i kilku szybko, jestem niezupełnie obecna. Ale dałam się na jakiś czas zatruć emocjonalnie, na szczęście umysł zwyciężył. Ja jednak nie znoszę tych gier wojennych.
Dziennik
10-12-12 12:24
Justyna Radczyńska








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie