Joanna Wajs
PIES, KTÓRY WIDZIAŁ BOGA (fragment przekładu opowiadania Dino Buzzatiego)
XIII

Widział, czy nie widział Boga, Galeone bezsprzecznie był dziwnym psem. (…) Co kryło się za tym dwojgiem dobrych i melancholijnych oczu? Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa widziały one Boga. Co ten obraz w nich pozostawił? Drżące dłonie ofiarowywały zwierzęciu kawałki sera i udka kurczaka. Galeone, już syty, zaglądał w oczy człowiekowi, jakby chciał odgadnąć jego myśli. Aż człowiek wychodził z pokoju, nie mogąc tego znieść. Natrętne i niczyje psy w Tis częstowano jedynie kijami i kopniakami. Tego nikt by się nie ośmielił ruszyć.
Z czasem poczuli, że są częścią jakiegoś spisku, ale nie mieli odwagi o tym mówić. Starzy przyjaciele patrzyli sobie w oczy, na próżno próbując zwierzeń, każdy z nadzieją, że rozpozna w tym drugim wspólnika. Ale kto by tam odezwał się pierwszy? Jedynie Lucioni, niewzruszenie, bez ceregieli poruszał tę kwestię.
- Patrzcie no, patrzcie, to nasze dzielne psisko, które widziało Boga! - oznajmiał bezczelnie, gdy zjawiał się Galeone.
I śmiał się drwiąco, rzucając na zmianę osobom wokoło porozumiewawcze spojrzenia. Inni w większości zachowywali się tak, jakby nie rozumieli. Z roztargnieniem pytali, w czym rzecz, potrząsali głowami w geście pobłażania:
- Co za pomysł! Ależ to śmieszne! Babskie przesądy!
Milczeć albo, co gorsza, przyłączyć się do drwin mistrza murarskiego, byłoby kompromitacją. I ucinali sprawę jak głupi żart. A jednak, jeśli znajdował się wśród nich imć Bernardis, jego odpowiedź była zawsze jednakowa:
- Ale jaki pies pustelnika. Mówię wam, że to zwierzę stąd. Już od lat kręci się po Tis, każdego dnia go widywałem włóczącego się koło piekarni!

XV

Pewien pies widział Boga, czuł jego zapach. Kto wie, jakie poznał tajemnice. A ludzie patrzą jeden na drugiego, jakby szukali poparcia, ale żaden nic nie mówi. I gdy ktoś chce wreszcie otworzyć usta, pyta sam siebie:
- A jeśli to jakieś moje przywidzenie? A jeśli innym nawet przez myśl to nie przeszło?
Galeone z nadzwyczajną poufałością przechodzi z jednego miejsca w drugie, wchodzi do gospód i do stajni. Kiedy najmniej się go spodziewają, on właśnie jest w kącie, nieporuszony, patrzy i obwąchuje. Także nocą, kiedy wszystkie inne psy śpią, jego sylwetka pojawia się niespodziewanie pod białym murem, z tym charakterystycznym krokiem, niedbałym i nonszalanckim. Czy nie ma żadnego domu? Nie ma swojej budy?
Ludzie nie czują się już u siebie, nawet przy zaryglowanych drzwiach. Bezustannie nadstawiają ucha: szelest w trawie na dworze, ostrożny i miękki trucht na kamienistej drodze, dalekie ujadanie. Hau, hau, hau odzywa się Galeone, to charakterystyczny dźwięk. Nie jest pełen złości ani uszczypliwy, a przecież obiega całe miasto.
- Cóż, nieważne, może to ja się pomyliłem w rachunku - mówi pośrednik handlowy po gniewnej kłótni z żoną o parę groszy.
- Tak czy siak, tym razem ujdzie ci to płazem. Ale następnym zobaczysz... - oświadcza Frigimelica, ten wypalacz cegieł, odstępując nagle od zamiaru zwolnienia robotnika.
- W gruncie rzeczy to ogromnie miła kobieta... - kończy nieoczekiwanie, w jawnej sprzeczności z tym, co mówiła wcześniej, pani Biranze w rozmowie z nauczycielką o żonie burmistrza.
Hau, hau, hau odzywa się bezpański pies i może się wydawać, że szczeka do innego psa, do cienia, do motyla albo do księżyca, nie jest jednak wykluczone, że ujada z określonego powodu, jakby poprzez mury, drogi, pola dobiegała go ludzka niegodziwość. Słysząc ochrypłe nawoływanie, pijacy wyrzuceni z gospody zrywają się na równe nogi.
Galeone pojawia się niespodziewanie w komórce, w której rachmistrz Federici pisze anonimowy list, aby ostrzec swojego chlebodawcę, właściciela fabryki makaronu, że księgowy Rossi ma kontakty z elementami wywrotowymi.
- Co piszesz, rachmistrzu? - wydaje się pytać para łagodnych oczu.
Federici dobrodusznie pokazuje na drzwi.
- No, kochany, idź, idź - i nie śmie wypowiedzieć obelg, które cisną mu się na usta. Później stoi z uchem przy drzwiach, aby upewnić się, że zwierzak poszedł na dobre. A potem, dla większej ostrożności, rzuca list w ogień.
Pies zjawia się też, zupełnie przypadkowo, pod drewnianymi schodami, które prowadzą do mieszkanka pięknej bezwstydnicy Flory. Jest już dawno noc, lecz stopnie skrzypią pod stopami Guida, ogrodnika, ojca pięciorga dzieci. Ale w ciemności połyskuje dwoje oczu.
- No nie, przecież to nie tutaj! - wykrzykuje mężczyzna, tak, aby pies go usłyszał, nieomal szczerze poirytowany jawnym nieporozumieniem. - W tej ciemności ciągle się błądzi... To nie dom notariusza!
I pospiesznie schodzi.
Albo słyszy się jego ciche szczekanie, łagodny pomruk, jakby wyrzutu, gdy Pinin i Gionfa, dostawszy się w nocy do schowka na placu budowy, zamierzają przywłaszczyć sobie dwa rowery.
- Toni, ktoś idzie - szepcze Pinin, szukając pretekstu, żeby dać nogę.
Też mi się tak zdawało - mówi Gionfa - lepiej znikajmy. I wymykają się, nic nie wskórawszy. (…)

XVI

Faktem jest, że po stuleciach zaniedbań kościół parafialny znów zaczął się zapełniać. W niedzielę, na mszy, wpadały na siebie stare przyjaciółki.
- Wie pani co? W taki ziąb jedyne miejsce, w którym można się schronić, to kościół. Ma grube mury, właśnie tak... oddają teraz ciepło, które wchłonęły latem!
A druga:
- Wspaniały człowiek, ten proboszcz don Tabià... Obiecał mi nasiona trzykrotki japońskiej, wie pani, tej ślicznej, żółtej... Ale nie ma rady... Jeśli nie pokażę się od czasu do czasu w kościele, ten uparciuch uda, że o wszystkim zapomniał...
Jeszcze inna:
- Wie pani co, pani Erminio? Chcę zrobić wstawkę z koronki jak ta tutaj, na ołtarzu Świętego Serca. Nie mogę jej zabrać do domu na wzór. Muszę przychodzić do kościoła, żeby się nauczyć... A łatwa nie jest!
Słuchały, uśmiechając się, wyjaśnień przyjaciółek, zatroskane jedynie tym, czy ich własne wydadzą się wystarczająco zasadne. Potem:
- Don Tabià patrzy na nas! - szeptały jak małe dziewczynki, szybko zaglądając w książeczki do nabożeństwa.
(…) Tymczasem Galeone leżał na słońcu, wyciągnięty przed zakrystią: zdawało się, że pozwala sobie na zasłużony odpoczynek. Przy końcu mszy, zastygły w bezruchu, mierzył wzrokiem wszystkich tych ludzi: kobiety wymykały się przez drzwi, odchodząc to w jedną, to w drugą stronę. Żadna nie zaszczyciła go spojrzeniem, ale zanim znikły za rogiem, czuły jego wzrok na swoich plecach jak dwa rozżarzone punkciki.

XVII

Także cień jakiegokolwiek psa, wystarczy, że choć trochę przypomina Galeone, sprawia, że wszyscy zrywają się z miejsca. Życie jest udręką. Gdzie zbierze się choć kilku ludzi, tam nigdy nie brakuje czworonoga. (…)
- Ech, kiedyś to były piękne czasy - zaczynają mówić ludzie, tak sobie, zupełnie ogólnie, nie wyjaśniając przyczyny; i nie ma nikogo, kto w lot by nie zrozumiał. (…) Sklepikarze używają teraz do pakowania cienkiego papieru i odważają właściwą wagę, pani nie bije już służącej, Carmine Esposito z lombardu spakował wszystkie swoje manatki, aby przenieść się do miasta, brygadier Venariello wyciąga się na ławce w słońcu przed komisariatem, umierając z nudów, zadając sobie pytanie, czy wszyscy złodzieje wymarli, i nikt już, jak dawniej, nie miota straszliwych przekleństw, które dawały tyle przyjemności, chyba że w szczerym polu i przy zachowaniu należytych środków ostrożności, po uważnym wybadaniu, czy za żywopłotem nie chowa się jakiś pies.
Ale czy ktoś ośmiela się buntować? Kto miałby odwagę kopnąć Galeone albo poczęstować go kotletem z arszenikiem, o czym wszyscy potajemnie marzą? Nie mogą nawet pokładać nadziei w opatrzności: boska opatrzność, na zdrowy rozum, opowiedziała się po stronie Galeone. Trzeba zatem liczyć na traf losu…
Joanna Wajs
fot. Konrad Piskała


sprzedawcy kieszonkowych lusterek, Zielona Sowa 2004


W lipcowym numerze miesięcznika "Alfred Hitchcock poleca" przekład opowiadania Dino Buzzatiego "Coś się wydarzyło".

W najnowszej "Lampie" (czerwiec 2006) przekład "Myszy" Dino Buzzatiego. Zapraszam.

W kwietniowej "Twórczości" dwa opowiadania. "Dziadek Enzo" i "Sezon zamknięty".

W najnowszej Nowej Okolicy Poetów "Rozbiórka" - esej o "Peryferiach Raju" Darka Pado i o "Raju/Jarze", podwójnym tomiku Darka Pado i Radka Wiśniewskiego.

Krótka nota o pewnym miasteczku w cyklu "Miejsca przegrane" na blogu Radka Wiśniewskiego: www.radek-kirschbaum.blog.pl. Zapraszam.

W najnowszej "Kursywie", nr 6 (13) m.in. moje opowiadanie "Wojny kwietne". Polecam cały "numer prozaiczny".

Już wkrótce w nowym numerze "Studium" kolejna odsłona felietonu, tym razem pod tytułem "Historyjki ze ślepego toru".

W styczniowej "Nowej Fantastyce" "Pies, który widział Boga" Dino Buzzatiego w moim przekładzie.




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie