Joanna Lech
Dziewczynka na nieustających wakacjach
Nazwisko Joanny Lech już od paru lat pojawia się na łamach czasopism literackich, zdobywała ona także główne nagrody w prestiżowych konkursów - Rilkego i Bierezina. Książka to jednak coś innego niż najdoskonalszy konkursowy zestaw wierszy czy publikacja prasowa. To kolejny próg do przekroczenia, poprzeczka do pokonania. Dla kogoś, kto tak jak ja, podpatruje już od dłuższego czasu rozsypane w najróżniejszych miejscach wiersze Joanny Lech, pojawienie się jej tomiku miało przynieść odpowiedź na pytanie, jak autorka poradzi sobie z tym nowym wyzwaniem.

Zapaść sprawia wrażenie książki spójnej, starannie skomponowanej. Nie jest to z pewnością zestaw wszystkich opublikowanych wcześniej tekstów, co zdarza się debiutantom dość często. Z pozoru te wiersze niespecjalnie wyróżniają się na tle innych. Nie zaskakują ucha, przykrojone tak, jak dzisiaj się wiersze kroi. Są nieufne w sposób jak dziś nieufnym wobec języka być powinny. Introwertyczność, depresyjność, wzmacniana przez ponure obrazy - wszystko to wydaje się dość znane współczesnemu odbiorcy. Łatwo przejść koło tych tekstów obojętnie, bo nie starają się nas za wszelką cenę uwieść. Czym zatem wyróżnia się poezja Joanny Lech na tle dzisiejszej produkcji młodoliterackiej?

Sądzę, że "somatycznością" języka. Nie polega ona bynajmniej na nagromadzeniu słów i fraz odwołujących się do ciała, lecz raczej nierozerwalnym związkiem formy tych wierszy z emocjonalnością bohaterki. Zapaść - to nie tylko tytuł tomu, ale i stan niewydolności języka, który dotyka osobę ponadprzeciętnie wrażliwą na słowo. Język, którym posługuje się młoda poetka ma raczej powracać do wewnątrz - do źródła a nie podbijać świat. Takich wierszy się nie poleca - napisał w recenzji tomiku Karol Maliszewski - bo to brzmi tak jakbym komuś życzył, żeby go rozbolał ząb. Należy się z nim zgodzić, jednak to właśnie jest argumentem za ich wiarygodnością, bo wiarygodne wiersze to te niechciane, które przychodzą przez ból. Inaczej niż u innych autorów, którzy w mało twórczy sposób nawiązują do poetyki Andrzeja Sosnowskiego, świat wykreowany przez Joannę Lech nie wydaje się chłodną tekstową konstrukcją, która skrywa miałkość przesłania. Porównywano już jej utwory do poezji Romana Honeta, osadzając w tzw. nurcie wyobraźniowym. Myślę, że jest to raczej powierzchowne podobieństwo; zresztą u Joanny Lech brak tego rozbuchania obrazów, co we wczesnych książkach autora Pójdziesz synu do piekła. Brak również zdradzanej bezpośrednio intertekstualności, którą wiersze Honeta są najeżone, jedynymi bodaj nazwiskami przywołanymi w Zapaści są Bohumil Hrabal i Lech Janerka. Joanna Lech choć posługuje się modnymi obecnie idiomami młodej polskiej liryki, wciąż stawia swoim wierszom zadanie zbliżania się do niewyrażalnego. Klimat tomiku można porównać do Nieustających wakacji Jarmusha. Podobne jak w tym filmie obrazy rozpadu, urywające się melodie, brak przywiązania do miejsca, szukanie, krążenie, niemożność przełamania dystansu, zapis jakiejś wiszącej w powietrzu traumy... Bohaterka wydaje się być kimś pokrewnym nastolatkowi, który jest głównym bohaterem Nieustających wakacji. To ktoś, kto jest tu tylko na chwilę, ktoś kto dryfuje, nie ma punktu zaczepienia. Obsesyjnie powtarzane obrazy rozpadu, gnicia, niszcząca działalność żywiołów - to wszystko sprawia, że powietrza nabrać możemy tylko w przerwach między poszczególnymi wierszami.

Pewnikiem jest dzieciństwo i boleśnie wykluwająca się dorosłość. Obrazki z przeszłości nie są odwołaniem do dzieciństwa szczęśliwego. Nie tylko dlatego, że dotyczą sytuacji na ogół przykrych, ale właśnie dlatego, że są "wyrwane z dzieciństwa" a więc ze swojego pierwotnego kontekstu. Dzieciństwo to zamknięta opowieść, która nie daje się odtworzyć. Całe życie zdaje się być rozpisane na niepowiązane ze sobą, rozpadające się sceny:

To się zapada: scena za sceną, życie po życiu a każde jest bardziej gorzkie,
niż pamiętałam. Zapisuję to wszystko na kołdrze, przesuwam palcami,
i tak jest wilgotna. Drganie jakby coś się ruszało pod skórą,

mówili, że się wykluje.

Bohaterka zaczyna mówić w momencie, kiedy czuje obcość wobec dziewczynki, którą niegdyś była; kiedy świat "jest o krok odtąd". Poczucie, wyrzucenia "poza siebie" pojawia się zwykle w sytuacjach skrajnych, granicznych. Mogą być nimi koniec miłości, śmierć kogoś bliskiego, choroba. Nieodwołalność zdarzeń, niemożność powtórzenia, powrotu, alternatywnego początku wiąże się zawsze z bólem i uczuciem utraty. Głód - to inne słowo-klucz w tym tomiku, w otwierającym książkę wierszu jest definiowany jako "zimny dotyk, który zaplatał w nas supły, podchodził do gardeł". Głód odsyła do czegoś, czego brak. Jedne z lepszych tekstów w zbiorku to te, gdzie autorka pisze o relacjach między kobietą a mężczyzną. Eksponuje wówczas chwile, w których pojawia się obcość, kłopotliwe milczenie, brak tęsknoty do "miękkiej strony języka", obojętność. Właśnie obojętność jest odwrotnością miłości a nie wybuchowa, żywiołowa nienawiść. Autorka Zapaści potrafi z maestrią odmalowywać subtelności chwilowych stanów psychicznych:

Odtąd jestem i tutaj się kończę, na ścianach. W pustym pokoju
godziny się kurczą, chowają pod łóżkiem. Z wnętrza wychodzą sny,
nagie i obce. Chyba południe, bo wracasz.

I wszystko znów się zapętla.

Mówi do nas ktoś, kto nie jest w stanie zdobyć się na wewnętrzne światło, ono zawsze przychodzi z zewnątrz, jest "kradzione spod okien", cudze. Sny z pozoru nie powinny być przyczyną bólu, przecież ""Sny nie zostawiają śladów, nie wydają odgłosów"... Nie może napisać takiej frazy ktoś, kto nie ma iskry talentu, lirycznej intuicji. Joanna Lech ma.

Artur Nowaczewski
Topos 1(110)/2010
Joanna Lech
fot.


Znowu pragnę ciemnej miłości, WAB 2018


www.facebook.com/of.joannalech




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie