Tomasz Ososiński
Melancholie i tęsknoty w Pięciu bajkach Tomasza Ososińskiego (Teresa Radziewicz, Szafa)
Melancholie i tęsknoty w Pięciu bajkach Tomasza Ososińskiego


Kiedy autor przysyła mi wiersze z prośbą o ewentualną opinię, recenzję czy jakiekolwiek słowo, zawsze czuję niepokój, ponieważ nie wiem, co przeczytam. A jeżeli teksty będą złe? – myślę. Dlatego zazwyczaj w swoich esejach częściej sięgam po te książki, które odkrywam sama i które w jakiś sposób zdają mi się wyjątkowe, coś przynoszą nowego, rezonują we mnie. Kiedy więc otrzymałam Pięć bajek Tomasza Ososińskiego, natychmiast pojawił się znajomy niepokój. Jednak już po pierwszym tekście wiedziałam, że chcę tę książkę przeczytać. Oto pierwszy tekst – w pewnym sensie – prolog:


Rzeczy, które są na wymarciu

Tekturowe bilety PKP.
Pocałunek w rękę.
Stare kina o nigdy niezapełnianych widowniach.


Dlaczego taka pewność? Melancholia, moi państwo, melancholia; zdaję sobie sprawę, że może i jest niemodna, ale dawno przestałam pędzić za modą, nie potrzebuję, nie muszę, nie chcę. Dlatego po pierwszym tekście Tomasza Ososińskiego sięgnęłam po następne.

Najpierw kilka słów ogólnych – Pięć bajek nie jest tomem wierszy, mimo to jest poezją, teksty przyjmują kształt niedużych próz poetyckich: przypowieści, obrazków, wspomnień, przewidywań, przepowiedni. Kilka, góra kilkanaście linijek, jedynie końcowy tekst, tytułowe Pięć bajek zajmuje całą stronę. Prostota, minimalizm. Elegancja. Henryk Pustkowski pisze o utworach Ososińskiego jako o proezjach. Leszek Żuliński na swoim blogu w poście pod tym samym tytułem, „Proezja”, dywaguje, czy nie on jest nawet autorem tego neologizmu. W proezji – pisze – jest metafora, i parabola, i cały ten sztafaż liryki, nawet i liryzmu, lecz stało się coś więcej niż przejście do wiersza białego i nieregularnego. Właśnie sprozaizowanie, narracyjność, potoczność, „zwyczajność”, czasami aż po technikę „mówienia wprost”. Ja dodałabym, że spojrzałabym na tzw. proezję także z odwrotnej strony, kiedy to autor wychodzi od prozy, a sięgając po środki poetyckie, zagęszczając je w tekście, przechodzi tę płynną przecież granicę i zatrzymuje się tuż za nią, nie dotykając nawet jeszcze wiersza białego. Proezja w literaturze to pora świtu – jeszcze czuje się noc, jeszcze wyraźnie nie widać wszystkiego, ale już można ruszać, już coraz jaśniej, za chwilę wzejdzie słońce. To ten moment, kiedy świat jest przez moment inny niż w dzień czy w nocy. Nie przepadam za słowem „proezja" ale, choć częściej używam określenia „proza poetycka”, uznaję trafność neologizmu.

Pięć bajek i proezja. Tomasz Ososiński opowiada świat na pozór zwyczajny. Są w nim miasta, a w tych miastach kościoły, opery, pałace, rzeźby, pomniki, supermarkety, zaśmiecone targowiska i brudne podwórka; jest droga, która prowadzi ku prowincji, a „im dalej od miasta, tym szersze stają się szczeliny między mijanymi domami, tym więcej można w nich dostrzec: pomarszczoną twarz starej kobiety, leżące na drodze jabłka” [Prowincja]; są ludzie: dorośli i dzieci, policjanci. Chorzy wiszą na linkach, „machają swobodnie rękami, jak ptaki. Potem uczą się chodzić, chwytać piłkę, przysiadać. W końcu odklejają od nogi gwiazdę” [Rehabilitacja]. Rybak „co rano wciąga białe płótno na maszt w kształcie krzyża i wypływa nawracać ryby ukrywające się w głębi jeziora” [Rybak], a ministrant „próbuje wypłoszyć (z kościoła) zapachy rozpaczliwym uderzaniem w dzwonek” [Dzwony]. Oto świat zwyczajny i niezwyczajny, opowiedziany przez kogoś, kto skonstruował przyrząd odkrywający swego rodzaju rozklejanie się rzeczywistości. Tworzą się szczeliny (jak w tekście „Prowincja”), przez które można dostrzec to, co zazwyczaj niewidziane. Fortepian okazuje się „tak naprawdę rodzajem wielkiego zegara. Dźwięk, który się z niego wydobywa, to głos uwięzionej wewnątrz kukułki” [Fortepian]. „Zaraz na samym początku” dostaje się w przydziale czapkę niewidkę. „Jest bardzo przydatna: skutecznie chroni przed deszczem, upałem i owadami” [Czapka niewidka]. Autor odkrywa przed nami nawet naturę baśni, które ukrywają się „zazwyczaj pod kamieniami” i są „bezładną bieganiną robaków czerniejących na tle sprasowanej trawy” [Baśń].

Po cóż taki świat opowiadać? Po to, by powiedzieć coś więcej. Wkraczamy najpierw w rzeczywistość Pięciu bajek, dajemy się oczarować historiom, elegancji języka, pozwalamy się nawet czasem rozbawić. Jednak nie da się pozostawać długo w zewnętrzu tego świata, wchodzimy głębiej, wyruszamy w drogę, która „prowadzić będzie przez najdalsze przedmieścia, ponure wieczory i popołudnia. I dopiero na samym jej końcu uchwycisz to, co tu i teraz przykuwa twój wzrok i wydaje się być na wyciągnięcie ręki” [Szyba]. Odkrywamy to, co autor ukrył głębiej: spotykamy ogromne pokłady melancholii, siostry przemijania. Świat przemija, systematycznie i nieuchronnie. Dzieci dorastają i odchodzą, chociaż dorośli pragną „by zostały jeszcze chociaż przez chwilkę” [Dzieci]. Nawet kamienne rzeźby ulegają czasowi, gdy „wiatr korzystając z okazji porywa ziarenko po ziarenku, żłobi w twarzy śpiącej stopniowo coraz dłuższe ślady, aż kiedyś w końcu całkowicie zatrze jej rysy” [Rzeźba]. „Stare zdjęcia nie potrafią już utrzymać w sobie życia, życie wycieka z nich więc na zewnątrz tworząc na powierzchni coraz to większe plamy i zakrzepy. Stopniowo rysy postaci zacierają się” [Stare zdjęcia]. Odkrywamy tęsknotę za tym, co przeminęło. Wyraźnie rysuje tę tęsknotę jeden z moich ulubionych tekstów Tomasza Ososińskiego:


Stara kobieta na balkonie

Stara kobieta siedzi nieruchomo pośród kwiatów: kwiatów czerwonych, fioletowych, żółtych, krzyczących za jej plecami. Ale nie słyszy ich głosów. W uszach ma wciąż jeszcze szum morza, które zabrano jej spod balkonu.


Oto obraz, któremu można nadać tytuł „tęsknota” – mieć wciąż w uszach szum morza, którego już nie można zobaczyć. I kolejny tekst, który opowiada o pragnieniach, które nosi w sobie człowiek:


Figury

Mają postać małych złoconych ikon lub wielkich tablic anatomicznych. Nie jest to jednak ich właściwa postać ani właściwe miejsce. Każdą linią, każdym gestem mówią, że są skądinąd. Snują długie opowieści o utraconej ojczyźnie. Opowieści tak piękne, że słuchacz w końcu postanawia wyruszyć na jej poszukiwanie.


Dwa kierunki tęsknoty – ku temu, co znane i zapamiętane oraz ku temu, co jeszcze niepoznane i wołające.

Całość zamyka tytułowy tekst Pięć bajek, z których piąta jeszcze nie zdarzyła się, a wcześniejsze rysują historie odwiedzanych miejsc. Pięć obrazów – każdy można by namalować impresjonistyczną plamą – widzę je.

Pięć bajek wyróżnia się na tle innych debiutów poetyckich formą, która trwa na granicy prozy i poezji, elegancją języka oraz sposobem dotykania spraw ważnych – żadnego krzyku, agresji, lektura daje nam czas na odkrywanie w sobie zapomnianych spraw, tęsknot i tajemnic.

Wracam jeszcze raz do początku książki i wspominam seans w jednym z takich starych, nieistniejących już kin w Białymstoku, kiedy dla trzech osób na widowni wyświetlono cudowny film Przełamując fale, ale to już zupełnie inna historia.

Tomasz Ososiński
fot.








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie