Radosław Wiśniewski
Ofelia był mężczyzną - Anna Kałuża
(Radosław Wiśniewski: Nikt z przydomkiem, Biblioteka "Undergruntu", Toruń 2003)
Nad wierszami Radosława Wiśniewskiego unosi się zapach bukietu Ofelii. Jeśli oczywiście ten zapach jest zapachem soli i gnijącej ryby, a mógłby nim być, sądząc po pierwszym wierszu Być albo nie być: " stałem w porcie/ wiatr od morza niósł/ zapach soli i gnijącej ryby". Miałby zatem Wiśniewski spore szanse na włączenie swojego alter ego w poczet postaci szekspirowskich. Sformułowanie o bukiecie Ofelii nie moje, pożyczone od braci Goncourtów, objaśnia dużo w kwestii poetyckiej maniery Wiśniewskiego, choć może nazbyt zawile. Chodzi o to, że − po pierwsze − tomik zaczyna się od wypominania − o ile dobrze rozumiem − Hamletowi, że to z jego gadulstwa poczęło się gadulstwo poetyckie podmiotu wiersza: "Już ani słowa Książę/ chociaż w Twoim Słowie/ moje się zaczęło i trwa/ jak ość w gardle" (R.W. słucha z taśmy głosu umarłego poety). Chodzi również o to, że − po drugie już − zwykle podmiot tych wierszy wobec świata i wszystkich jego trosk sytuuje się w roli ofiary, prześladowanego, nieprzystosowanego, nieodpornego i w końcu szalonego, który swoje szaleństwo musi ukrywać, nawet przed samym sobą: "poczekaj/ w wieku czterdziestu paru lat/ umrę pomimo ofiarnej akcji ratunkowej/ na zawał albo raka/ poczekaj/ będę normalny" (Rozmowa z autoportretem I). A do tego wszechobecna metaforyka śmierci w wodzie; jedna z bohaterek tej poezji, Weronika, mówi do Nikogo: "wtedy postanowiłam nie dać ci utonąć/ w strumieniach wypadających z otwartych sztolni" (Weronika postanawia nie pozwolić nikomu umrzeć). Rozumiem, że jest owa metaforyka, niczym innym jak powracającą traumą po wrocławskim i nie tylko, powodziowym lecie. Jednakowoż może być również śladem Ofelii, gdy podmiot mówi o sobie: "zagubiony w nurcie rzeki" (Z prochu), równie dobrze erotyczną grą wyobraźni: "węszę czułą wilgoć/ w wibracjach powietrza/ za każdą kobietą" (Smutek tropików). I jeszcze ten tytuł tomiku Nikt z przydomkiem, doskonale pasujący do feministycznych ustaleń o braku reprezentacji Ofelii w tekście, o niemożliwości przedstawienia kobiety.
To oczywiście żarty, choć muszę przyznać, że wiele pomysłów w tomiku pasuje do tego, co interpretatorzy "wyciągnęli" z postaci Ofelii. Być może mamy tu do czynienia z jakimś przesunięciem w ramach określonej wrażliwości poetyckiej, jeśli do tej pory mówiło się raczej o hamletyzmie teraz przyszła pora na inspiracje − nawet jeśli nieświadome − postacią Ofelii? W przypadku Wiśniewskiego świadczyłoby to o specyficznej, pisarskiej rozwiązłości i perwersyjności: bo, oprócz tego, że jest w jego wierszach, jak zauważyłam, figura ofiary i prześladowanego, jest silna chęć obrony przed czymś, co zagraża (Ten cierń. Ten szmer. Ten beton), jest jednocześnie masochistyczne pragnienia wystawiania się na to zagrożenie, bycie przyciąganym przez niebezpieczeństwo. Co byłoby zatem jeszcze "Ofeliowego" w debiucie Wiśniewskiego?
Sporo: tematyzowane szaleństwo, schizofreniczna osobowość jako reakcja na kulturową i społeczną represyjność, pastiszowość, wprowadzająca podwójność języka, który musi znosić (unieważniać) cały czas to, co obwieszcza. Wiśniewski uruchamia raz mechanizm pastiszu, raz parodii. Nie wiadomo więc nigdy, jak daleko sięga kompromitacja, i ile z tego, co poddaje kompromitacji, akceptuje. I najważniejsze z Ofelii: pewna, stała, niekiedy mocno uciążliwa, skłonność do nieustannego przekształcania obrazu świata, silnego metaforyzowania. Nigdy styl Wiśniewskiego nie jest neutralny, zerowy: zawsze działają dosyć ekstrawaganckie i śmiałe metafory. Ale, pomimo pewnego zużycia chwytów i konwencji, jakimi się posługuje, pomimo pewnej nawet bełkotliwości i chaotycznej mieszaniny obrazów, Wiśniewski napisał tomik inteligentny: być może dzięki autotematyzmowi i stałej obecności (auto)ironii, zapewniającej dystans. Nie w tym rzecz jednak, że wiersze Wiśniewskiego są estetycznie i emocjonalnie chłodne, bo objęte zdystansowanym spojrzeniem; szło by raczej o to, że ich autor zawsze jest o krok za nimi, albo przed nimi, często opatruje stworzony portret "ja" lirycznego ironiczno-ciepłym nawiasem.
Z zamieszczonych wierszy w tomiku wyczytać można kilka pomysłów Wiśniewskiego na własną poezję, a dwa z nich szczególnie silnie dochodzą do głosu i wydają mi się interesujące, to znaczy takie, które stanowią o przyszłości tej poezji. Jeden jest pomysłem na własną tożsamość, w zasadzie grą o tożsamość, angażującą sporo wyobraźni i wymagającą rozmaitych psychicznych kombinacji. Pojawia się ja tekstowe i ja osobowe, z którymi nie bardzo wiadomo co zrobić, to znaczy jak jedno od drugiego odróżnić: "Nie wiem nadal/ gdzie kończy się papier a gdzie zaczyna ręka i którędy przebiegają/ koryta naszych podziemnych rzek [...]" (Nikt z przydomkiem Jurodiwyj rozmawia z cieniem. Rysa jungowska II). Wiśniewski mnoży pseudonimy, przydomki, ucieka od imienia, od jednej formy istnienia, a co za tym idzie, również od jednej i stałej perspektywy wypowiedzi, rozmawia się tu z cieniem albo ze swoim autoportretem, powołuje się do istnienia kogoś, kto zgodnie z etymologią powinien nie istnieć. W tym sensie zawsze podmiot tych wierszy naznaczony jest schizofreniczną świadomością własnej podwójności, siebie i cienia, siebie żywego i siebie umierającego, już martwego, i tak dalej, dublowania nigdy nie dość. Sam autor ujawnia perspektywą psychoanalityczną, i właśnie taka − jako ujawniona, na powierzchni tekstu − przestaje być dobrą metodą czytania tych wierszy. Innymi słowy: jest to poezja dziwna, ani pośrednia ani bezpośrednia, obiektywizacja podmiotowych wypowiedzi jest tu po to, by umożliwić zamaskowane powiedzenia tego, co jednak jest dosyć mocno osobiste i indywidualne. Taki przekorny jest Wiśniewski! Oczywiście, żaden z tych "tożsamościowych projektów" pisania nie jest nowy, ale myślę, że jest tu siła tej poezji: taka zabawa w kotka i myszkę wielu może się spodobać.
Wiśniewski, jeśli wprowadza chaos i niepokój poznawczy, to sięga głęboko, poza kompozycje i zewnętrzne rygory. Czasem wydaje mi się, że w ogóle stara się zaprzeczyć możliwości zrozumienia i zmusza nas tylko do percepcji podsuwanych przed oczy obrazów. Kompozycja tomiku jest raczej schludnie porządna, systematyczna nawet, chciało by się rzec, grzecznie ułożona w cykle. Po cyklu wierszy, jakim są rozmowy z autoportretem, następuje mniej zwarty, ale obszerniejszy, cykl z − powołanym alter ego w roli głównej − Jurodiwym. O ile pierwszy cykl jest lekko manieryczny i konwencjonalny w wyrażaniu pewnego typu wrażliwości, o tyle cykl z Jurodiwym napisał Wiśniewski ze znacznie większą swobodą, śmielej i ostrzej, bez protez klisz i konwencji. Podoba mi się nonszalancja w jego pisaniu: szybkie, bez zapowiedzi przechodzenia od stylu reportażowego, prawie przezroczystego, sprawozdawczego do fantazyjnie nierealnego, śniono-wyobraźniowego, miejscami histerycznie bełkotliwego. Ale ten obłędny bełkot jest tu trafiony. Tak napisany jest 13 grudnia. Sen wojenny. Albo znakomity tekst Ocalona lub Nikt z przydomkiem Jurodiwyj robi przymiarki; są to wiersze koncepcyjne, w których pomysł jest rzeczywiście efektowny i niespodziewany, nic z wysilonej sztuczności. Umie Wiśniewski zaskakiwać, umie przygotowywać sobie wersy, tak by następne przychodziły po nich koniecznie i zarazem niespodziewanie.
To jedna z metod: szybkie zmiany trybu wypowiedzi. Inna, choć nie zapominajmy cały czas o podstawowej, jaką jest metaforyzacja, to − w przedziwny dla mnie sposób − operowanie językiem sakralnym, wysokim. W tej przestrzeni najczęściej znika w wierszach granica między pastiszem natchnionego stylu a jego sparodiowaniem i strywializowaniem. Jest to drugi z interesujących pomysłów Wiśniewskiego, który bardzo dobrze oddaje to, co stało się z metafizyką, transcendencją w wierszach roczników siedemdziesiątych: krytykuje się tradycyjny, modernistyczny, epifanijny więc, sposób pisania o niej, wyrażając jednocześnie potrzebę jakiegoś meta, nad zmysłowym porządkiem ustanowionego. Formuła tekstu Czytając Mateusza. Apokryf jako wypowiedzi samego Chrystusa o rzeczach, które działy się przed ukrzyżowaniem, nie wyczerpuje się tylko w gatunkowej apokryficzności, w byciu historią alternatywną. Nie muszę dodawać, że ta niekanoniczna wersja jest mniej idealistyczna w przedstawieniu losów Chrystusa. Kpi nieraz Wiśniewski z wysokiego stylu, napuszonej i nadętej mowy proroków (Nikt z przydomkiem Jurodiwyj przeczuwa), ale coś jest tu na rzeczy: odzywa się u niego od czasu do czasu rzeczywista potrzeba pisania w takim stylu, rzeczywista potrzeba znalezienia czegoś poza (a może i ponad) tym, co trywialne, codzienne, powszechne. Nie potrafi, to widać, znieść Wiśniewski takiej rzeczywistości, jaka jest: nudna, nieciekawa, mało poetycka, mało wzniosła. Obok tekstów, które można nazwać tekstami społecznie zaangażowanymi i realistycznymi, pisze więc teksty-fantazje, mroczne wizje, marzenia ciemne i prowokacyjne, nieraz bluźniercze. Nadrealistyczna Choroba dekompresyjna zamiast antylitanii, wspaniale ciemny wiersz 19 wersetów blasfemii i błogosławieństw, prowokacyjny ideologicznie Nikt z przydomkiem Jurodiwyj mówi o Entlosung, to wszystko teksty, w których Wiśniewski ma ostre pióro, jest nienaiwny myślowo przede wszystkim. A jego metafory, oprócz tego, że są rzeczywiście pomysłowe i indywidualne na tyle, na ile mogą być, biorąc pod uwagę w ogóle społeczny charakter języka, mają sens. To oznacza, że raczej nie są bełkotliwą ekwilibrystyką, nastawioną głównie na efekciarstwo.
A więc podoba mi się Wiśniewskiego wiersz z dwóch powodów, jakimi są jego umiejętności sensownego i zrozumiałego raczej stylizowania (parodia i pastisz). Stylizowanie zwykle niesie także to, co lubię: zwiększenie niejednoznaczności tekstu, choć utrzymuje się on nadal w ryzach sensowności i jako takiej zrozumiałości. Poza tym, dzięki temu stylizacyjnemu nawiasowi, podejmuje Wiśniewski w osobisty sposób tematy metafizyczne, za każdym razem bez patosu i nadętej powagi, ale i bez ulegania autorytetom. Podobają mi się też, choć tu zdarzają się wpadki, metafory Wiśniewskiego: bo w ogóle udają mu się przekształcenia realnego obrazu rzeczywistości, jest w niektórych wierszach coś z fantasmagorii, horrorowego wykrzywienia rzeczywistości, niepokojących ekscesów wyobraźni.
Nie ma co: lubię komunikatywne wiersze. A takie są wiersze Wiśniewskiego, bo nawet jak rozmawia ze sobą, to wiem, że myśli o mnie, o czytelniku, żeby ten (ta) też co nieco z tej rozmowy z samym sobą, usłyszała i zrozumiała. A to dużo.
Anna Kałuża
Poeci dla Tybetu 2019
fot. Dalaj Lama


"Nikt z przydomkiem" (Toruń 2003), projekt okładki - Tomek Fronckiewicz
"Albedo" wydawnictwa "Zielona Sowa", Kraków 2006, projekt okładki - Tomek Fronckiewicz
"NeoNoe", wydawnictwo "Pogranicze", maj 2009
"Abdykacja - wiersze zaangażowane i nie", Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli, Jedlińsk 2013, proj. okładki Tomek Fronckiewicz
"Transmigracja", Wydawnictwo J, Wrocław 2019


Zakupić można to i owo:
http://wydawnictwoj.pl/uncategorized/wydawnictwo/ksiazki/jak-kupic-transmigracje/




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie