Roman Kaźmierski
Karol Maliszewski, Maszyna do pisania (13), Biuro Literackie
(...)Wreszcie Roman Kaźmierski. Oto zaglądam do przygotowywanego zbioru wierszy zatytułowanego "Dni zimorodków". Nie wiem, czy te zdawkowe notatki oddadzą moje poruszenie po przeczytaniu tej książki. Język, w którym się to pisze, jest bardzo ruchliwy. Język jest tu niespodzianką. Niby polski, a obcy. Efektownie obcy. Docierający do ukrytych znaczeń. Jak ukrywają się znaczenia? To tylko poeta wie, bijąc na oślep. Roman Kaźmierski nie bije na oślep. On precyzyjnie uderza, wręcz wymierza. Odtąd dotąd: dawki słów. A potem porządkuje zapiski. Układa w kategorie. W cykle powtórzeń. Bo wszystko się powtarza w języku. Jak świat światem są jakieś narzecza i terytoria, teorie i praktyki, instrumenty i operacje, reguły i wyjątki, próby i ćwiczenia. Żeby było jasne: Roman Kaźmierski terminował wystarczająco długo, teraz należy mu się splendor, to nie są próby i ćwiczenia, to są skończone całości, nienagannie sformatowany żywioł mowy lirycznej.

Mamy więc i takie boczne odnogi jak ta. Poza głównym nurtem poezji polskiej, poddawanej błahej obróbce medialnej, płyną sobie swobodne strumienie skojarzeń, samorodne określenia istoty rzeczy. Bo gdy czytam wiersze Romana Kaźmierskiego, to odnoszę wrażenie, że ocieram się o osławioną istotę, czymkolwiek by ona była. Może jej nie ma wcale. Sztuka polega na tym, żeby sugerować jej istnienie. Kaźmierski w intrygujący sposób sugeruje, że za ruchliwością idiomów i zdarzeń coś jednak stoi. Jak złowrogi cień, któremu tutaj bez skrupułów domalowuje się niekiedy wąsy. Żeby rozproszyć napięcie, żeby wypróbować wieloznaczność nachodzących na siebie zwrotów, żeby zaostrzyć podzielność uwagi. Żeby zwrócić uwagę na to, jak iskrzy język pocierany o drugi, o drugie.

Roman Kaźmierski (wg obrazu Jeana Dubuffeta pt. Dhotel nuance d'abricot
fot.


wyd.wirtualne w portalu "panowie rynsztok i dno" 2006






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie