Agnieszka Mirahina
sampo
jeszcze kołuję nad miastem
zapewne widzi mnie jakieś dziecko celuje palcem i trafia
jest poranek godzina piąta
imieniny marii joanny konstantego
wszystkiego najlepszego
tyle tu połączeń że trudno zdążyć
trudno byłoby zdążyć tylko na jedno
już z dziesięć biletów skasowano mi nad głową
jeden za marię drugi za joannę
kasuję za konstantego –

stalowy dźwig podnosi ramię
policyjny lizak odpowiada mu z daleka
co to za bunt bez cienia uśmiechu rewolucja bez pracy
opieram się o ścianę w przejściu próbuję zjeść bułkę
sprawdzam stan mojego zawiniątka
szczoteczka grzebyk mydło
szczęśliwie pod prysznic a nie w fontannie!
 dada
 meteo
 breslau
 bramki








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie