Krzysztof Śliwka
Robert Rybicki - ZENPUNK
Tak, właśnie tak, zenpunk! Jeśli mówi się o poezji Krzysztofa Śliwki od ponad dwudziestu lat przez pryzmat banalizmu, barbarzyńskości, o’haryzmu, buntu, śląskiej szkoły poezji życia, to proponowany przeze mnie termin będzie się nadawał chyba najwłaściwiej do jegoż poezji z najnowszego tomu, a może i do całokształtu twórczości. Znamy przecież krótkie, gnomiczne formy wierszowe z "Gambitu" i "Sztuki koncentracji"; w "Budda Show" też to mamy; Śliwce towarzyszy Lao-Tsy tudzież nie do końca obejmowalni przez okcydentalne formy myślenia mistrzowie zazen; czy paradoks jest okcydentalny? Ta energia z tych jego krótkich form emanuje jak z napromieniowanego owocu. Jak Śliwka sam wspomniał w jednym ze swoich wywiadów, jego najnowszy tom to mix buddyjskiej pogodności i punkowego gniewu. A o punkowo-anarchistycznej spuściźnie nie ma co mówić, wiadome to jest per se, jako to godajom, Jarocin i te sprawy. A jeśli już punk jest częścią światopoglądu na całe życie? To znaczy, że punk’s not dead. I owo punk’s not dead jako idiom - jest zen per se. To połączenie buddyzmu i punka funkcjonuje na zasadzie przeplatańca jak w lasagne, bo trudno jest sobie wyobrazić stopienie gniewu i pogodności – chyba że jako pogodny gniew, jako właśnie paradoks. Paradoks Zenona i mistrzowie zen?
Już na samym początku Śliwka zaznacza swoją niechęć wobec systemu- państwa, co zaznacza już w motcie pomieszczonym na początku tomu: Autorytet, rząd, władza, państwo – każde z tych słów oznacza to samo – środek nacisku i wyzysku... Ktokolwiek kładzie na mnie rękę, aby mną rządzić, jest uzurpatorem i tyranem – uważam go za swego wroga. Owo motto, zaczerpnięte z Proudhonne’a, prawdopodobnie pierwszego zadeklarowanego anarchisty na tej planecie, kładzie się cieniem (blaskiem!) na całej konstrukcji tomu, jest jego motorem napędowym. Widać, że autor "Rajskiej rzeźni" mocno się utożsamia z tym fragmentem tekstu, albo odnajduje w nim podporę we własnej niechęci wobec opresji (z zewnątrz, z tym zakodowanym „memem” wymierzania sprawiedliwości za pomocą przemocy), gdy życie ludzkie samo w sobie ma narzucone nieraz sprzeczne z jakimkolwiek kodeksem etycznym normatywne kaftany bezpieczeństwa. Wielokroć znajdujemy w tomie sentencje akcentujące niezgodę na porządek społeczno-polityczny panujący nie tylko w kraju, ale w zachodniej Europie, czy całym świecie. Jak mawia autor tomu już na początku, w pierwszym wierszu: Coraz trudniej uwierzyć w ten porządek świata. Wściekłość wychodzi w wierszu "Gra planszowa": tu potrzebny jest holocaust/ albo inny mentalny kataklizm. W wierszu "Workshop" nawołuje: Ćwiczcie (się) w obywatelskim nieposłuszeństwie. A wiersz o tytule "Zanim zapłoną urzędy"? Całości dopełnia [punk poem]. Z tym że sama deklaracja anty - w samej konstrukcji wiersza, w quasi-fabule zatrzymuje się na etapie opowieści i konstrukcji syntaksu (flow?), nie wnika w sam język; autor nie „atakuje” tu języka.
System w tym wypadku jest czymś, co oparte jest na hierarchii władzy, a każdy z segmentów jest podporządkowany innemu, wyżej położonemu, mniej więcej tak, jak ujmowano piramidę władzy w starożytnym Egipcie, gdzie u góry tkwił faraon, a na samym dole niewolnicy, czy też w feudalnych społeczeństwach Europy, bądź w kościele katolickim, czy też w kastowości Indii. Nic nie podważy faktu, że ludzie z gruntu są równi sobie. Jakakolwiek władza poniża lub wywyższa; już ugruntowała za pomocą kodyfikacji sztuczne podziały na bazie myślenia dialektycznego. Jak to jest możliwe, żeby za pomocą myślenia i języka doprowadzać do podziałów? L’Égalité jest martwe.
Jesteśmy dziećmi Kosmosu,/Wieczną wymianą cząsteczek, próżnią pozbawioną/Kolorów i zapachów, czytamy w pierwszym wierszu, "Penzion Eden". Tak rysuje się opozycja na linii system-kosmos. Systemowi, państwu, korporacjom autor przeciwstawia kosmos, wszechświat, świat energii; porządek kacetu polityczno-gospodarczego zostaje strywializowany przez samo przywołanie kosmosu, a niejednokrotnie przybierany żartobliwy ton podkreśla dystans podmiotu do świata. Wykorzystywane formy haiku lub przytaczane historie z życia mistrzów zen stanowią przeciwwagę dla spraw związanych z rzeczywistością, codziennym życiem, medialną papką, gdzie ta ostatnia bardziej rozstraja ludzką tożsamość, niż ją wiąże. Ten fragment jawi się też jako opis ludzkiej duszy.
Bardzo istotną sprawą, spajającą tom, jest obecność w nim synów (pisanych: Synów, co oznacza wielki dla nich szacunek „autora” jako „ojca”); pojawiają się w wielu wierszach, stają się kolejnym z motorów napędowych, możliwe, że najmocniejszym tak naprawdę ze względu na emocjonalne zaangażowanie (trzy motory: zen, punk, więź?). Pojawia się też Tysia. I tu całość rysuje mi się tak: jest to poezja więzi międzyludzkich, silnych więzi, więzi z załogi, więzi z napotkanymi ludźmi, więzi rodzinnych w końcu. Ale tu pojawiłoby się gadanie o Whitmanie. Ale z czym miał więź Budda, gdy osiągnął stan oświecenia?
Chyba pójdę spożyć kwasa, po którym zapomnę, jak się nazywam.




(Rita Baum, nr 29, 2013)




Krzysztof Śliwka
fot. Karol Krukowski


Niepogoda dla kangura - 1996
Gambit - 1998
Sztuka koncentracji - 2002
Dżajfa & Gibana 2008
Budda Show, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie