Wojciech Brzoska
Grzegorz Wysocki:"O tym dlaczego zdecydowałem się zakłócić spokój świętej pamięci Emila Ciorana"
„Jest tylko jeden problem-śmierci. Roztrząsać inne sprawy to marnować czas, dawać dowód niewiarygodnego lekkoduchostwa”-tymi słowami Emila Ciorana wprowadza nas Wojciech Brzoska do swojego ostatniego tomu zatytułowanego „Sacro casco”. Niech zostanie mi wybaczone, ale wydaje mi się, że problemów jest nieco więcej-przynajmniej tych związanych z możliwymi odczytaniami omawianego tutaj tomu, czy w ogóle z całościową oceną „Sacro casco”. Zawsze ze sporą dozą sceptycyzmu (by nie powiedzieć: krytycyzmu) podchodzę do tomów, które biorą się za bary z najtrudniejszymi tematami. I nie idzie tutaj o pytania w rodzaju-Czy młodemu poecie w ogóle wolno śmierci w twarz zaglądać? Co młody poeta w ogóle wie o miłości? Kiedy to też ten młody poeta zdążył zgłębić Boga? Byłyby to pytania z gruntu niesprawiedliwe i ,co tu kryć, niemądre. Nie zmienia to jednak faktu,że czytając wiersze, w których poeta rozprawia się z „tematami egzystencjalnymi”, uruchamia się we mnie (jako czytelniku) swoisty odruch obronny, mnożą sie wątpliwości i pytania, a wierszy takich dotykam za wzmożoną czujnością, by podchodząc zbyt blisko się nimi nie sparzyć ( przypomina mi się tytuł jednego z tomów Brzoski- „Blisko coraz dalej”).
Jak pisze w najnowszym numerze „FA-artu” Grzegorz Tomicki (o którym to tekście powiedzieć mógłbym wszystko, tylko nie to, że czyta się go z przyjemnością- być może różni nas poczucie humoru, które nie każdy zdaje się posiadać, a już na pewno nie na pewnym poziomie): „Wadzi się zatem poeta z Bogiem, ze Śmiercią, a nawet z Miłością, bo od tego on jest, aby się wadzić z tym, z czym inni już dawno się pogodzili i żyją nie najgorzej, nie wadząc się z nikim, z niczym i o nic? Oczywiście, że od tego on jest. Od tego i nie od tego, bo poeta od tego jest, od czego być zechce.” W tym miejscu wypada mi się z Tomickim zgodzić, a Państwu niniejszy cytat powinien już wystarczyć, jako że tekstu „Komiczny zmierzch bożyszcz” w całości za jednym razem zdzierżyć nie sposób. Nie zmienia to jednak faktu, że- wracając do tomu Brzoski- komu jak komu, ale poecie wolno, jeśli nie wszystko, to na pewno wiele. I pisać może sobie poeta, o czym sobie tylko zamarzy i co też tylko sobie wyobrazi. Poeta siedemnastoletni może więc pisać wiersze tylko o śmierci i umieraniu, o przerażeniu spowodowanym inwazją zmarszczek i starczym uwiądem. Poeta osiemdziesięcioletni- jeśli taki jego kaprys czy też, innymi słowy, poetycki zamysł- w wierszach wychwalać może pod niebiosa Nintendo i X-Boxa, może rozkoszować się naklejkami z Królikiem Bugsem dodawanymi do płatków śniadaniowych i wspominać czasy, w których mama zmieniała mu pieluchy. Jedna rzecz jednak nie ulega wątpliwości i pozostaje dla mnie (jako czytelnika/krytyka) bez zmian: najistotniejszym pytaniem nie jest „o czym poeta chce mi powiedzieć?” tylko - „ w jaki sposób poeta o tym czymś mówi?”. I tutaj, w związku z tomem Brzoski, pojawia się pewien problem. I nie jest to problem śmierci. Niech się nie obrusza na mnie zza grobu Cioran że na przekór jego przestrogom, decyduję się „roztrząsać inne sprawy”, to jest „ marnować czas”, ale powiedziano już na różnych łamach dużo dobrych słów o „Sacro casco” Wojciecha Brzoski. Nie odżegnując się od atrakcyjnych i zodowalających mnie jako czytelnika sporych fragmentów tego tomu, odważę się jednak dodać do recenzenckiej beczki miodu własną łyżkę dziegciu.
„Sacro casco” otwierają dwa cytaty. Jeden, wyżej już przytoczony, z Ciorana, i drugi, autorstwa Lecha Janerki („Bóg do niczego nie był mi potrzebny”). Skoro już na wstępie mamy do czynienia z Bogiem i śmiercią, domyślać się można, że wkrótce na scenę wkroczy także i miłość. Jako czwarty z najistotniejszych dla Brzoski tematów wyróżniłbym temat przeszłości i pamięci. Właściwie każdy z 36 wierszy dotyka którejś z tych czterech kwestii. Wiersze Brzoski to najczęściej bardzo krótkie formy, z każdym kolejnym tomikiem otrzymujemy od poety mniejszą ilość słów, mimo że wciąż dotyka tak samo ważnych tematów, a zaobserwować można wręcz przechodzenie poety z lżejszej, bardziej ironicznej i humorystycznej ( nawet jeśli często jest to humor czarny) tonacji, w rejestry dużo poważniejsze, niekoniecznie mrugające okiem do czytelnika
z każdą kolejną pointą. Poeta Brzoska przechodzi więc- mówiąc nieco żartobliwie- w „wiek męski”, więcej rzeczy stara się mówić „na serio”, nie wykańczając już każdego wiersza przewrotną frazą, która burzy w tym jednym momencie dotychczasowy porządek wiersza. Niech się jednak nie obawia czytelnik przyzwyczajony do dotychczasowej poetyki autora „Nieba nad Sosnowcem”. Stary, dobry Brzoska trzyma się mocno i wciąż, jak już wspomniałem, pozostaje minimalistą, wciąż bawi go czarny, wisielczy humor („babcia już leży, kiedy tak nagle/pojawiam się nad nią/w czarnym T-shircie, a ona pyta/ „czy to już śmierć”?), wciąż pogrywa z czytelnikiem intertekstualnie i zabawia się postmodernistycznymi z ducha przytoczeniami, parafrazami i trawestacjami (spójrzmy chociażby na tytuły niektórych utworów: „dating session”, „wieczna ospa”, „orzeł i reszta”, „art&business” czy „przełamując wiarę”), wciąż potrafi Brzoska w ostatnich fragmentach utworu, często przy pomocy jednego tylko krótkiego słowa, pokazać czytelnikowi, że wcale nie jest tak, jak jemu się wydaje, że wcale nie mówimy tutaj o śmierci ani Bogu, ani miłości (przykładem niech będzie chociażby „przepłacisz to życiem?”, „prohibicja przesłania pielgrzymki” czy „panendoskopia”).
Brzosce udaje się uciec niejednokrotnie przed prostym zaszufladkowaniem, do którego zawsze skory będzie czytelnik, któremu najwygodniej tak właśnie poukładać sobie te wiersze ( w jednej przegródce wiersze na temat śmierci, w drugiej „Bóg i wiara, a w trzeciej liryki miłosne- wypełniliśmy komodę, możemy odłożyć książkę na półkę). Poeta, nie dość , że przeplata śmierć miłością, miłość Bogiem, Boga śmiercią (znamiennym i znakomitym zarazem przykładem będzie „przepłacisz to życiem?”, w którym cmentarz znajduje się przy ulicy Fracuskiej, prostytutki są trupioblade i mimo sąsiedztwa cmentarza „modlą się o klientów”, w końcu mamy tutaj do czynienia z „miłością aż / pod sam grób”), śmierć innym znowuż razem pamięcią, a pamięć wysłuchiwaną w samochodzie płytą Manu Chao, nie dość, że co rusz pobudza czytelnika do namysłu nad tą, wcale nie tak jednoznaczną, jak mogłoby się na początku zdawać (przeklęty Cioran), lekturą to jeszcze „drażni” dostatecznie już „zbulwersowanego” odbiorcę tych wierszy banalnymi, częstochowskimi rymowankami, niejednokrotnie przypadkowymi zbitkami wyrazów, grami słownymi i nieodłącznymi (jak to u Brzoski), przerzutniami. Zaraz jednak nachodzą czytelnika ( tak było przynajmniej w moim przypadku pytania- czy aby nie za często ucieka (się) Brzoska (wiersze uciekają Brzosce?) w banał ?; czy konieczne są zgrzytające nieznośnie rymy wewnątrz niektórych wierszy?; czy aby na pewno wszędzie tam, gdzie u Brzoski pojawiają się przerzutnie ( a trudno wskazać wiersze z „Sacro casco” bez stosowania ich), pojawiają się one zasadnie i rzeczywiście-przenosząc nas do kolejnego wersu, kolejnej strofy czy często też do pojedynczego słowa-pointy „wykańczającego” samodzielnie wiersz- wprowadzają za każdym razem nowy porządek, nowe znaczenia? Nie wszystkie pomysły też zostały przez poetę zrealizowane z należytą starannością, zdarza mu się nie grzeszyć oryginalnością. Mówię chociażby o utworach takich jak : „zima.przywidzenie,„*** (to mało tęsknić za tobą)”, o sformułowaniach takich jak: „ gdzie kończy się życie zaczyna się picie/ i powolne gnicie” ( z „open-closed”) czy „rzucam cię/ na pulpit paląc mosty przed sobą// jak ty papierosy” (pointa wiersza „bez pamięci”).
Stawiam sobie te pytania i już to, że je sobie zadaję, jest, w moim przynajmniej mniemaniu, znaczące. Chciałoby się powiedzieć: coś jest (niedobrego) na rzeczy. W tej samej jednak chwili uświadamiam sobie, że Brzoska zna dobrze wagę słowa, nie raz i nie dwa bawił się nim w niezwykle niebezpieczny sposób, a wychodził z tych pojedynków na frazy, na języki zwycięsko. Dlatego też, tłumaczę sobie, może po prostu Brzoska jest świadom na jak oceaniczne wody się rzucił, na jak wielkie tematy się porwał i -starym brzoskowym zwyczajem- musi coś zrobić, by nie było, że w tych wierszach to już tylko Bóg, Honor, Ojczyzna się ostały. I dlatego poeta konsekwentnie poeta burzy porządek, z uporem maniaka rozbija stęchliznę powagi i kryształowość formy ( w „hostel celica” czytamy: to jest ironia, drwina albo znak,/ że pora wracać/żeby nie zwariować w kilka dni”), jakby tym samym Brzoska chciał powiedzieć czytelnikowi, że to, co mówi nam autor, nie jest wcale tak istotne, jak chciałby tego czytelnik, jak stereotypowo wymagałoby się tego od śmiertelnie (sic!) poważnych tematów. W efekcie otrzymujemy więc taką na przykład strofę- przepraszam za powtórzenie jej fragmentu po raz wtóry- z wiersza „open-closed”: „gdzie kończy się życie zaczyna sie picie/ i powolne gnicie. zagrajmy więc w kości/ w tym tanecznym poście/ o to, co zostanie. ostatnie pytanie//zamknięta litania”.
Podsumowując, szczerze i naprawdę niechętnie muszę przyznać, że „Sacro casco” nie jest mimo wszystko najbardziej udanym tomem Wojciecha Brzoski. Znając jego wcześniejsze poetyckie dokonania, chciałoby się śląskiego poetę zmobilizować: Wojtek, przecież stać cię jednak na trochę więcej, przecież wiemy, że możesz, że potrafisz. Ostatni tom Brzoski przynosi nam to, co już dobrze znamy z jego wcześniejszych tomów- rozwija Brzoska dawne tematy, powraca do dawnych obrazów (chociażby w wierszu „po grabki”), po raz kolejny mocuje się- raz mniej, a raz bardziej poważnie- ze śmiercią, Bogiem, miłością. Kłopot w tym, że skoro Brzoska penetruje wciąż te same poetyckie rejony ( co nie jest przecież zarzutem), należałoby też mówić o nich nieco inaczej, postępować wciąż krok do przodu, wyprzedzać swojego czytelnika, miast sprawiać, że po lekturze „Sacro casco” odłoży on ów tomik na półkę, a chcąc poczytać sobie Brzoskę raz jeszcze zacznie sięgać do jego wcześniejszych książek. A ja, przyznaję się szczerze, po lekturze najnowszej książki autora „Wierszy podejrzanych”, wracam do wierszy chociażby z „Blisko coraz dalej”(2000) czy „Nieba nad Sosnowcem" (2001).

Grzegorz Wysocki

„Portret” 2007, nr 1 (23)
Wojciech Brzoska
fot. Magda AnoPsy


"Niebo nad Sosnowcem" (Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2001) http://www.merlin.... http://www.megalop...
"Sacro casco"("Mamiko", Nowa Ruda 2006) http://www.mamiko....
"przez judasza" (Portret,Olsztyn 2008) http://portret.org...
"Drugi koniec wszystkiego", Instytut Mikołowski, marzec 2010. Projekt okładki Agnieszka Sitko http://www.dobraks...
"W każdym momencie, na przyjście i odejście" + CD Brzoska i Gawroński "Slońce,lupa i mrówki" (WBPiCAK Poznań, 2015)


http://www.facebook.com/brzoskaigawronski




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie