Wioletta Grzegorzewska
Arkadiusz Frania - Czysta

Wioletta Grzegorzewska (ur. 1974) nie kryje się w ostatnich rzędach, lecz bez fałszywej skromności kroczy na sam środek literackiego wybiegu i udowadnia w trakcie trwającego niespełna godzinę pokazu (tyle czasu potrzeba na pierwsze czytanie tomu Inne obroty, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza”, Toronto-Rzeszów 2010), że jej kolekcja (jesienna?, tomik ukazał się bodaj we wrześniu) jest świetnie skrojona, nowoczesna w formie oraz przystępna i pobudzająca w treści.
Wioletta Grzegorzewska działa ściśle według piekielnie obmyślonego planu rozwoju własnej osobowości artystycznej. Pracowitość, oczytanie, walka z językiem polskim i rzeczywistością prze-żytą o każdy wyraz, każdą sylabę to tylko kilka z wielu cech analizowanej literatury. Żadnego łkania, zawodzenia, zatruwania, gaworzenia. Wyłącznie czysta poezja.
Myślę, że jednym z elementów charakteru "Innych obrotów" jest destrukcja chwili w celu ukazania jej surrealistyczno-naturalistycznego trzonu, co sugerują już dwie pierwsze linijki otwierającego zbiór wiersza Czas mew: „Na tej wyspie jak między snami kręcę się wolno, / jestem podwójna, choruję na przewlekłe tygodnie” (s. 9).
Nie bez wpływu na dolę emocjonalną autorki Orinoko (poprzedni zbiór wierszy) pozostaje jej emigracyjny status (od 2006 roku przebywa, jak czytamy w nocie biograficznej zamieszczonej na skrzydełku okładki: „w wiktoriańskim miasteczku Ryde na Wyspie Wight”). Brytyjska rzeczywistość zdaje się być nie tylko miejscem zamieszkania, przystankiem w tułaczce zdarzeń, ale teleskopem i mikroskopem zarazem, dzięki którym patrzący zakotwicza się w szczególe i ogarnia panoramę.
Bohaterka własną kondycję opisuje poprzez zawroty minionego. Przeszłość – dzieciństwo i teraźniejszość wyspiarska to, żeby posłużyć się tytułem jednego z utworów, Czasy zespolone (nieprzypadkowo temporalność obecna jest też w tytułach dwóch części tomu: 1. Czas mew, 2. W międzyczasie). W powyższym „liryku urodzinowym” czytamy: „Był luty, / jak dziś na wyspie, gdzie w Cafe Throntos / obchodzimy razem trzydzieste czwarte urodziny” (s. 10). Współczesność ujawnia się w cytowaniu sytuacji dziejących się, zapisywaniu rozmów ze spotkanymi ludźmi, w odtwarzaniu nadwodnych fragmentów pejzażu „małomiasteczkowego”: „Żaglówki kiwają się na piasku. / Lokale przy High Street pachną frytkami, groszkiem / i baraniną w miętowym sosie” (s. 9). Każdy dzień uwydatnia obcość tego skrawka ziemi za kanałem La Manche. Obserwacja obecnych działań pisarki w dziedzinie prozy daje asumpt do przypuszczeń, iż jej „brytyjskie” wiersze będziemy już niedługo klasyfikować jako dopełnienie publikowanych na łamach pisma „Aleje 3” Zapisków z wyspy (mam nadzieję, że niebawem ta zbeletryzowana forma dziennika ukaże się w formie publikacji zwartej). Narratorka, oceniając czy inwentaryzując obszar nie-posiadania, stwierdza: „czuję się mdło / jak herbata z mlekiem” (s. 9), a krajobrazy nie kołyszą i nie uspakajają, bowiem: „Cieśnina Solent pieni się jak wściekły pies” (s. 13).
Detal, jakim jest na przykład „widok zamrożonych pstrągów w kuchni” (s. 12), przywołuje świat, który ukształtował psychikę, wrażliwość autorki i wyznaczył tematykę dojrzałej części jej pisarstwa. Wyzwoleniem od nie-bytu emigracyjnego, rojnego od przypadkowych dyskusji, zobaczeń, widzeń budzących blues, drzemkę depresyjną – stają się od-żyte sytuacje z azylu młodości, przestrzeni tyleż realnej, co zmitologizowanej, terenu psychiki uporządkowanej, skończonej w sobie, trwającej mocniej niż codzienność. Podmiot liryczny nawiązuje do zabaw, jakie rozpalały dziecięce główki i lica (Feerie, Zabawa obręczami). Nawet pobyt w szpitalu, gdzie wyleczono małej bohaterce zapalenie zatok (Mądrość w bąbelkach, styczeń 1982), choć niepozbawiony bólu, uczyniono przedmiotem tęsknoty, nostalgii. „Ja” przedzierzgnęło się w małą dziewczynkę, poznającą rzeczywistość, biorącą czynny udział w rytuałach świata. Tekstem kongenialnie oddającym pragnienia i obawy twórczyni są cztery wersy Zaginionej: „Szukajcie mnie na strychu pod plandeką, / pod liśćmi grążeli, na dnie kamionki. // Siedzę na czereśni i łykałam guguły. / Drzewo szepcze: – Wydam cię szpakom” (s. 31).
Poetka staje się niezwykle precyzyjna w opisach, dostrzega niedostrzegalne, włączając człowieka w obieg przyrody: „My, nastoletni, z plamkami owocówek / na umorusanych policzkach / biegniemy na bosaka za świstem obręczy / prosto na pola rzepaku, gdzie podzielimy się / w pocałunkach gorzkimi pyłkami lebiody” (s. 22). Wśród pozornej reportażowości, sprawozdawczości tekstów błyszczy poezja, na dowód zacytuję urywek sygnalizowanego już „wiersza szpitalnego”: „chłopak na widok igły ucieka / pod łóżko i rozpuszcza się jak śnieg” (s. 16). Brzmi jak baśń, bo w istocie wiele liryków ciąży w kierunku stylizacji na klechdę prywatną, sagę, w której występują ojciec wyplątujący z drucianej pułapki piżmaka (Przekrój), mama przyzywająca pociechę do domu (Feerie), „karmicielka szczurów” (wiersz pod tym tytułem), dziadek (Podróż dziadka do wnętrza ziemi). Poezja jawi się bowiem jako konieczna rozgrywka z własnym życiem. Ono odbija się w wierszu jak w poruszonej wiatrem tafli rzeki „powiela się” lustrzanie to, co w nas rośnie, w nas wrasta, z nas wyrasta, co wykarczowaliśmy lub niedługo wyrwiemy z korzeniami. Liryki zostały dyskretnie podszyte niepokojem, który bez skrupułów można traktować w kategoriach feromonu wydzielanego przez omawiane pisarstwo.
Możliwe, że zostanę posądzony o nadmierne uproszczenia i seksizm, ale teksty Wioletty Grzegorzewskiej są ponad wszelką wątpliwość przykładem poezji kobiecej, z tym że nie jej odmiany fetyszyzującej (na obcasach, w czółenkach, w bikini), lecz tej odkrywającej zmysłowość istnienia. Choć pisanie nie zastępuje kobiecie orgazmu, przynosi zapewne porównywalną ulgę i rozkosz dla psychiki i ciała, skoro panie tak agresywnie sięgają po wiersz jako narzędzie spersonalizowanej wypowiedzi. Pozwólmy, by poezja autorki z Ryde wzięła nasze wyobraźnie, nasze przyziemności w „inne obroty”.



Tekst ukazał się w:
Aleje 3, nr 83/84 2011

Wioletta Grzegorzewska, 2012
fot. Piotr Dłubak


Orinoko, Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej, 2008
Wyobraźnia kontrolowana, Wydawnictwo WSP, Częstochowa 1998
Parantele, Wydawnictwo Bulion, Częstochowa 2003
Inne obroty, Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza” Toronto-Rzeszów 2010, red. Edward Zyman, praca na okładce oraz rysunki z cyklu "Unnatural Death" Pola Dwurnik.
Pamięć Smieny/ Smena's Memory, wiersze przeł. Marek Kazmierski, Off-Press, Londyn 2011, oprac. graficzne Tomasz Wysota, praca na okładce Ryszard Mamis.


mój blog:
http://pamiec-smeny.blogspot.com/

Wiersze w najnowszym numerze Kofeiny, nr 06, 2011

http://issuu.com/kofeina/docs/kofeina06

W maju b.r. nakładem wydawnictwa Li-TWA, Częstochowska Biblioteczka Poetów i Prozaików ukazał się mój arkusz poetycki pt. "Ruchy Browna".

W grudniu w wydawnictwie Off_Press w Londynie ukazał się dwujęzyczny wybór wierszy "Pamięć Smieny".

Tutaj można zamawiać "Inne obroty":
http://www.polskifunduszwydawniczy.ca/sections.php?id=5

http://fraza.univ.rzeszow.pl/biblioteka_05-11.php

Wiersze w ArtPapierze
http://artpapier.com/?pid=2&cid=17&aid=2693

W Dodatku Kulturalnym nowojorskiego Nowego Dziennika ukazał się wywiad "Swąd zwęglonych piór wchodzi pod skórę", w którym rozmawiam z Edwardem Zymanem m.in. o poezji, duchach, vilanelach.

Dwa wiersze opublikowały "Zeszyty Literackie" - nr 111.

Kilka wierszy z cyklu "W tysiącu i jednym kawałku" ukazało się w 8. numerze Magazynu Artystyczno -Literackiego "Arterie"




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie