Joanna Mueller
Epifania i bergamotki 10
۞

– Blumentalowa chyba niedługo pociągnie... – upierał się wujek Paech, zapamiętany przeze mnie jako ten, który przepowiedział datę swojej śmierci z dokładnością co do dnia, a może nawet godziny. Nie gorszy od niego był zresztą dziadek (jak zwykle teraz milczący), który straciwszy jedynego kompana, zapowiedział, że za rok jego też już nie będzie – i rzeczywiście go nie było. Nie wiem czemu, ale przestałam się bać siedzących wokół mnie zmarłych. Anamorfoza snu zadziałała tak, jak kulminacyjny punkt w filmie Inni, kiedy to Nicole Kidman wreszcie orientuje się (a wraz z nią orientuje się odbiorca), że duchy, których się przez cały czas obawiała, to w rzeczywistości osoby żywe, ona sama zaś – należy do świata umarłych. Przelała się czara strachu, czerep przestał przerażać. Tren, snuty od tak długiego czasu pracą żałoby, dawno już przeszedł fazę laudatio, kiedy to nadmiernymi pochwałami próbowałam zadośćuczynić bliskim, których zawczasu nie doceniłam, przetkał się przez łkającą fazę comploratio – i teraz najwyraźniej zmierzał do puenty, do upragnionej konsolacji.

۞

Blumentalowa i Blumental, mam dla nich kwiatki i wielki żal – odśpiewałam nagle absurdalną pioseneczkę. A potem powtórzyłam ją jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. To było silniejsze ode mnie, wytrenowane niezliczonymi wizytami, kiedy jako dziecko zabawiałam się przedrzeźnianiem wyliczanek, w których dorośli wróżyli jednemu chorobę, drugiemu grzech, trzeciemu śmierć. Najbardziej nienawidziłam chwil, w których – aby coś przede mną ukryć – dziadkowie, wujowie i ciotki zaczynali mówić po niemiecku. I właśnie z niemczyzną walczyłam wtedy (a może do dzisiaj walczę, wypierając z siebie wszystko, co niemieckie) najbardziej zaciekle. Neologizm za nekrologizm, za szwabski sekret – słowiański kopniak. A masz, jedna z drugim, a masz!

۞

Blume – kwiat; przen. durch die ~ sagen – mówić ogródkami.
Blumen – kwiatowy; ~garten – ogródek kwiatowy.
Tal – dołek, dolina.
Baum – drzewo.
Garten – ogród.
Berg – góra; einen ~ besteigen [er-klettern] – wchodzić [wspinać się] na górę; über den ~ sein – najgorsze mieć za sobą.
Bergen – ratować, ocalać.
Motte – mól.
Motto – motto.
Mutter – matka.

۞

– Ukryliśmy się w drzewnym ogrodzie. – usłyszałam w sieni głosy zagubionych dzieci. Tych, które miałam ratować, od świńskich grasowników ocalać. – Kacper zrywał gruszki klapsy, a ja na rabatkach sadziłam honoratki. – Dziewczynka mówiła ogródkami, z dziwnym metaforycznym zaśpiewem, ale wiedziałam, że najgorsze mamy za sobą. Zabrałam niesforną dwójkę do pokoju, który okazał się pusty. Nie było tam ani żywych, ani zmarłych, tylko nad zaścielonym łóżkiem babci unosił się wyrazisty zapach naftaliny. Sen był, a jakby go nie było. I nagle...
– Wiesz, weszliśmy na górę. A potem spadliśmy w dół. W ten dziwny ogród pełen drzew i kwiatów. Tam spotkaliśmy mamę. I usłyszeliśmy wystrzały. To były armaty na dziki. Jak bomby. I właśnie in der Baumgarten... dopadły nas bergamotki.

۞

W zasadzie nie należy usiłować części jawnego marzenia sennego tłumaczyć na podstawie innej części, tak jak gdyby marzenie senne było pomyślane planowo i przedstawione pragmatycznie. Przeciwnie, można je raczej porównać z brescjańskimi głazami, które składają się z przeróżnych odłamków kamieni, spojonych ze sobą za pomocą kitu, i to w ten sposób, że linie, które podczas tego powstają, nie oddają pierwotnych zarysów kamieni. W rzeczywistości istnieje część pracy marzeń sennych, tak zwane opracowanie wtórne, którego zadaniem jest zestawienie jakiejś całości z najbliższych sobie wyników pracy marzenia sennego. Materiał zostaje przy tym nieraz ułożony według zupełnie błędnie pojętego sensu i gdzie zachodzi potrzeba, tam zostają dodane rozmaite wstawki.

۞

Tak zastał mnie kres snu. Tak otworzył się wiersz. Mogłabym go za Freudem nazwać opracowaniem wtórnym, mogłabym i konsolacją. Otworzyłam oczy dokładnie w momencie, kiedy mara Romy, tym razem już na pewno stojąca na właściwym miejscu, próbowała położyć mi na powiekach dwie złote monety. Nie udało się jej, choć opłaciła ów gest wielką wybaczającą czułością. Nie udało się, ale kto wie, co zdążyła złożyć mi na języku?

۞

Tak skończyła się praca marzenia sennego. Tak zaczęło swą pracę marzenie słowne.
Dopijam herbatę z nutą bergamotki. Opatulam się w sweter z babcinego motka. Opatruję mottem.
Zamykam bruliony, otwieram oczy.
Zamykam interpretację, otwieram wiersz.
Zapadam się w sens.

۞

[idź do wiersza "kararak"]
Głowa boli od tych wierszy
fot. Joanna Rogalanka


Zagniazdowniki/Gniazdowniki
Stratygrafie
Wylinki






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie