Krzysztof Śliwka
 1  2   3   4   5   6  >>
DO UTRATY TCHU (z Krzysztofem Śliwką rozmawia Jakub Winiarski)

Jakub Winiarski: Przypomnijmy może na początek Twoje dokonania. Sześć książek poetyckich, od „Spokojnego miasta” z roku 1989 po „Dżajfę & Gibanę” z 2008. Któraś z tych książek jest Ci szczególnie bliska, lubisz którąś bardziej od innych?

Krzysztof Śliwka: Jakoś tak podskórnie zawsze bliższe mojego krwiobiegu są książki ostatnie. Tyczy się to również tekstów, które dopiero się piszą. Nigdy do końca nie jesteś w stanie przewidzieć, jaki będzie efekt końcowy. Tak jest przynajmniej w moim przypadku. Natomiast, muszę to mocno zaakcentować, jestem mocno krytyczny w stosunku do swoich pierwszych tomików. Mam wrażenie, że pisał je ktoś inny, ktoś usilnie wadzący się ze światem, ktoś niezrównoważony psychicznie, ktoś mocno ujarany (śmiech). Nie twierdzę, że teraz jestem inną osobą. Nie tak łatwo przeprowadzić eksmisję świra, który zagnieździł się na tronie twojego umysłu. Trzeba go raczej zaakceptować i oswoić, a buntować można się na wiele innych sposobów.

J.W.: W takim razie, co teraz jest dla Ciebie formą buntu?

K. Ś.: Przede wszystkim buntuję się przeciw własnym słabościom. Zbyt szybko uzależniam się od różnych świństw. Taką mam pokręconą naturę. Póki co szukam jakiegoś optymalnego rozwiązania, nie dramatyzuję, ograniczam jedynie do minimum to, co mnie uwiera. Jestem klasycznym przykładem dypsomaniaka, również w twórczości. To raczej nieuleczalne (śmiech). Tak więc przedstawia się mój bunt na poziomie podstawowym. W życiu codziennym nie ma u mnie zgody na pospolite skurwysyństwo, z którym spotykam się na każdym kroku. Idąc dalej, pojawia się we mnie ostry sprzeciw wobec wszelkich form nierówności, począwszy od niesprawiedliwości społecznej, a skończywszy na dyskryminacji mniejszości seksualnych. Rozmawiałem ostatnio z Olgą Tokarczuk o patriarchacie. Dało mi to dużo do myślenia. Poczułem się nawet nieco winny za grzechy moich ojców, praojców, pradziadów… Olga jest mocno zaangażowana w sprawy kobiet. Jej poglądy na ten temat są zdecydowane i wyraziste. Wybiegają ponad przeciętność, dotyczą zmian na wielką skalę. Chociaż w wielu kwestiach się z nią zgadzam, to jednak porządkowanie świata zawsze zaczynam od własnego ogródka, od siebie, od rodziny i najbliższych. Potem dopiero można zacząć działać na poziomie globalnym.

J.W.: Tak mówisz, jak gdyby interesowało Cię działanie na poziomie globalnym. Serio, masz takie ambicje? I – niemniej ważne pytanie – masz Ty w ogóle jakieś sprecyzowane poglądy polityczne?

K.Ś.: Nie. Interesuje mnie przede wszystkim działanie u podstaw. Zmiana myślenia od fundamentów. Mam na myśli ruchy mające na celu zapanowanie nad chaosem we własnej głowie, a dopiero potem reorganizacja dalszych planów. Jeżeli wychowam Syna w duchu tolerancji i poszanowania nadrzędnych wartości, to już będzie coś. Pozytywny przekaz pójdzie dalej i pociągnie za sobą innych. Jak klocki domina. Co do poglądów politycznych, to muszę cię rozczarować. Po prostu ich nie mam. Jestem totalnie apolityczny. Nie będę powtarzał starych punkowych frazesów dotyczących polityki. Każdy przyzwoity człowiek trzyma się od tego bagna z daleka.

J.W.: Pytanie intymne: czym jest dla Ciebie poezja, literatura? Czy zawsze były tym samym, czy też ewoluowało to jakoś u ciebie?

K.Ś.: Poezja to tropa. To wydeptywanie ścieżki, krok po kroku, bez oglądania się za siebie. To konsekwentne parcie do przodu, bez spinki i zbędnej nerwowości. Poezja to ruch. To uważna obserwacja mijanych zdarzeń, twarzy, chmur, ścieków, okien. To czerpanie z tego, co widzisz i doświadczasz, idąc z punktu A do punktu B, zakładając, że A to początek wszystkiego, B to definitywny rozbrat z doczesnością. A tak poważnie, nie mam pojęcia, czym jest poezja. Nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiałem. I niech tak już zostanie.

J.W.: Czym w takim razie jest dla Ciebie sam akt pisania? Czymś zupełnie irracjonalnym?

K.Ś.: Niezupełnie. To rodzaj walki z nudą. To naturalna potrzeba wypełniania luk w naszym życiorysie. Zdaje się, że gdyby odebrano nam pasje, to byśmy się najzwyczajniej w świecie pozabijali.

J.W.: A inne rodzaje sztuki w Twoim życiu? Pytam, ponieważ pamiętam, że kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Cię w domu, jeszcze w Ząbkowicach, w Twoim pokoju sporo było kamieni, na szafie stała jakaś spora rzeźba, chyba też były tam obrazy, no a sam wieczór autorski robiłeś wtedy z połączeniu z multimedialną prezentacją z użyciem kilkunastu telewizorów? Czy to znaczy, że poza poezją szukasz jeszcze dla siebie innych sposobów wyrażenia emocji, siebie?

K.Ś: To prehistoria. Zaczynałem od rzeźby i plakatów. Uwielbiałem pochylać się nad bryłą kamienia i ciosać w nim tak długo, aż na dłoniach pojawiały się odciski. W którymś jednak momencie trzeba było sprecyzować swoje plany na przyszłość. Nie dostałem się na ASP we Wrocławiu więc stwierdziłem, że żaden ze mnie rzeźbiarz i trzeba znaleźć sobie inne zajęcie. A że w
 1  2   3   4   5   6  >>
Krzysztof Śliwka
fot. Karol Krukowski


Niepogoda dla kangura - 1996
Gambit - 1998
Sztuka koncentracji - 2002
Dżajfa & Gibana 2008
Budda Show, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie